Cóż to był za sezon! Trzy ogólnopolskie serie maratonów, powstające jak grzyby po deszczu kluby, walka do samego końca a z drugiej strony tysiące pasjonatów przemierzających setki kilometrów dziurawymi polskimi drogami tylko po to, by stanąć na starcie zawodów w ulubionej dyscyplinie.Niemal przepych
W sezonie 2007 osobiście zaliczyłem ponad 30 dni startowych.
Dojeżdżając na zawody pokonałem ok. 15000km samochodem. A nie byłem osobą, która startuje najwięcej, ani też nie miałem najdalej do poszczególnych lokalizacji maratonów. W większości przypadków starty były z góry zaplanowane i wybierane z namysłem a i tak bywały weekendy, gdy żal było wybierać jedną spośród kilku ciekawych imprez. Sezon, na który złożyły się trzy cykle maratonów o charakterze ogólnopolskim, można śmiało podzielić na trzy części. Choć całość zaczęła się na Mazowszu, wydarzeniem numer jeden był zdecydowanie Skandia Maraton Czesława Langa. Spore zapowiedzi i duży budżet nie przełożyły się na frekwencję podczas zawodów. Pozycja debiutanta ma jednak swoje prawa, więc niewielu zawodników jest ostatnią rzeczą, jaką można zarzucić akurat tym imprezom. Równolegle ze Skandią rozkręcały się dwa konkurencyjne cykle: Powerade Dobre Sklepy Rowerowe MTB Marathon oraz Mio Fujifilm Bikemaraton. Doświadczenie i już niemal tradycja
w wykonaniu Grzegorza Golonko i Macieja Grabka przyniosły dwa równorzędne cykle zawodów. W tle pojedynków gigantów rozgrywały się imprezy o charakterze regionalnym lub nieco bardziej niszowym, co wcale nie oznacza, że charakteryzujące się niską frekwencją uczestników. Mazovia Cezarego Zamany oraz wyścigi dwudziestoczterogodzinne tego samego organizatora, imprezy sygnowane przez Kellysa na południu kraju, maratony na Pomorzu Zachodnim, ośmiogodzinne Horizonfive i Jura Maraton. O ile rok temu można było startować co tydzień, tak w tym roku można było w zasadzie startować co tydzień, ale i w soboty i w niedziele a i tak pozostawał problem wyboru między ciekawymi wydarzeniami sportowymi.
Pro, expert i sportSkupiając się na trzech głównych seriach: MTBMarathon (Golonko), Bikemaraton (Grabek) i MTB Maraton (Lang) mogliśmy oglądać trzy różne pomysły na maraton. Teza, którą przedstawię może wydawać się nieco karkołomna i na wyrost i wyraża raczej stan pożądany niż stan faktyczny, ale myślę, że jest warta rozważenia.
Podział zawodników na „klasy zaawansowania” jest dość popularny w krajach o większej sportowej kulturze niż Polska. U nas w karykaturalnej formie istniał w ostatnich latach pod postacią nic nie znaczącej licencji „hobby maraton”. Tymczasem, nie proszony przez nikogo, podział ów pojawił się w zarysie w tym roku, poprzez świadome lub nie działania poszczególnych organizatorów. Proponowana terminologia to „Pro”, „Export” i „Sport”. Co ważne, choć Profesjonaliści jeżdżą szybciej niż Eksperci a ci szybciej niż Sportowcy, żadna z tych klas nie może być uznawana za lepszą lub gorszą. Wszystko jest kwestią indywidualnych priorytetów zawodnika i tego, ile _chce_ i _jest w stanie_ poświęcić aktywności fizycznej. Choć taka klasyfikacjia w Polsce oficjalnie nie istnieje, jednak po części samoistnie się wytworzył a jeśli zarysowana w sezonie 2007 tendencja się utrwali, powinien na stałe zagościć na lokalnej scenie mtb. Przyglądając się kolejnym eliminacjom serii maratonów, można łatwo zauważyć, kto gdzie startuje i w jakich warunkach odbywa się rywalizacja. Dystanse i stopień trudnośc tras, jakość dystansu Mini, obecność na starcie czołowych zawodników licencjonowanych i wreszcie wartość nagród oraz prestiż imprezy, to wszystko miało wpływ na taki a nie inny układ sezonu.U Golonki, u Grabka, u Langa
Skandia MTB Maraton, bez względu na to, jak bardzo Czesław Lang zachęcałby do uczestnictwa w swoich imprezach, w sezonie 2007 była głównie areną zmagań zawodowców lub quasi zawodowców. Ten sam czas i miejsce rozgrywania zawodów, co najważniejszy w tej części Europy cykl zawodów XC sprawił, że na starcie stawała absolutna elita: DHL – Author, CCC – Polsat, Halls Team, Ukraińcy i Rosjanie oraz mocne kluby i amatorskie grupy kolarskie. Przyznanie klasy „pro” jest nieco na wyrost, ale utrzymanie nagród finansowych dla zwycięzców prawdopodobnie sprawi, że będą to maratony dla elity. Na drugim końcu peletonu w maratonach Langa pojawiali się uczestnicy całkiem początkujący, często debiutujący w zawodach rowerowych. Łyżką dziegciu w beczce miodu były trasy, na jakich ścigała się czołówka polskiego mtb. Jedne (jak Codzież) były całkiem niezłe, inne, jak Warszawa, wprost kuriozalne, jeszcze inne, jak Szczawno czy Nałęczów po prostu słabe. Tak czy inaczej dostaliśmy produkt w postaci profesjonalnych zawodów rowerowych dla profesjonalistów. Biorąc poprawkę na fakt, że Lang Team w tym roku debiutował na rynku jako organizator maratonu, było całkiem ok.
Do klasy "Expert" pretenduje MTB Marathon. Tu, w przeciwieństwie do Skandii, poziom zawodów wyznaczali nie tylko zawodnicy, ale i trasy. Siedem z dziesięciu maratonów ocierało się o miano „maratonu – kata”, gdzie w dobrym tempie dystans Giga była w stanie pokonać tylko niewielka grupa najwytrwalszych kolarzy. Fakt, że większość z nich, to amatorzy nie zmienia nic. Amatorzy ci w miarę swoich możliwości czasowych trenują i dają o siebie na wzór profesjonalistów, w wielu przypadkach mamy do czynienia z wyczynem. Ci, którzy zaczynają swoją przygodę ze sportem, mają się gdzie i od kogo uczyć. Głuszyca, Istebna, Karpacz, Kraków, Złoty Stok, Krynica czy nawet Nowiny to prawdziwe kolarstwo górskie dla tych, którzy na rowerze jeździć lubią lub… jest to dla nich element niezbędny do normalnej egzystencji. To właśnie okoliczności przyrody, w jakich rozgrywane są zawody MTBMarathon sprawiają, że warto jest trenować i wypruwać sobie żyły podczas zimowych treningów. Po początku sezonu, który wyglądał tak, jak w latach ubiegłych, kolejne eliminacje pokazywały, że Grzegorz Golonko zmienia koncepcję swoich imprez. Maratony płaskie były wyraźnie dłuższe, pojawiły się również imprezy z perspektywami na wejście do grona klasyków. Nowe rozwiązania, takie jak oddzielny start dystansów czy Giga na jednej rundzie dodatkowo ugruntowały tendencję zmian.
Na koniec „Sport”, czyli amatorzy i początkujący. Grabek Promotion i jego Bikemaraton w sezonie 2007 pozostał w praktycznie niezmienionej formie, co w latach uiegłych. Trzeba uczciwie przyznać, że w tym roku „do Grabka” przyjeżdżało zdecydowanie więcej dobrych zawodników. Byli oni jednak tłem dla dużej rzeszy amatorów i początkujących rowerzystów, którzy stanowili większość w peletonie Bikemaratonu. Sprzyjało temu wiele elementów. Przede wszystkim trasy: Giga, Mega i Mini były wyraźnie krótsze niż w MTB Marathonie, a jeśli dystans był porównywalny, trasa była zdecydowanie łatwiejsza. Dodatkowo mocno zaakcentowano dystans Mini, dzięki czemu nie było niczym dziwnym ujrzeć w wynikach najmniejszego z maratonów około 300 uczestników! Tak jak w ubiegłym roku, mocno zaakcentowana została klasyfikacja rodzinna. W koncepcję tę wpisały się również krytykowane przez „ścigantów” sektory startowe, które premiowały niekoniecznie najszybszych, ale za to regularnie startujących reprezentantów wszystkich kategorii wiekowych. Sportowa rywalizacja, choć na trasie często bardzo ostra, na mecie ustępowała atmosferze pikniku. Ponieważ do dekoracji stawała rekordowa ilość kategorii, w związku z tym ceremonie zakończenia ciągnęły się w nieskończoność. W zamian za to, może nie wszyscy, ale wielu uczestników zostało „dopieszczonych” możliwością wejścia na podium.Ulubione słowa Internautów
Organizator i organizacja – zła organizacja, dobra organizacja, co sobie myślał organizator robiąc to i to, dlaczego organizator nie zrobił tamtego. Jak można tak organizować. Zapraszam do zaglądnięcia na fora dyskusyjne „Organizatorów”. W tej kwestii Lang Team wyłamał się z szeregu, nie instalując na swoim serwerze forum dyskusyjnego, eliminując tym samym potencjalną społeczność malkontentów. Ja z kolei będę upierał się przy czymś innym. Szeroko pojęta „organizacja” jest podczas każdej z ogólnopolskich serii na tym samym, wyrównanym i wysokim poziomie. Szereg czynników, które wpływają na ostateczny obraz maratonu jest realizowana w taki sposób, że w większości przypadków uczestnik jest bezpieczny, należycie obsłużony i zadowolony. Każdej z firm zajmujących się sprzedażą produktu, jakim jest długodystansowy wyścig mtb zdarzyła się większa lub mniejsza wpadka. Stwierdzenie, że pochodziła ona ze złej woli, „olewactwa" czy wręcz lekceważenia uczestników, jest zdecydowanym nadużyciem. Licząca 50km runda w terenie, setki miejsc wymagających zabezpieczenia, tysiąc uczestników i… każdy z nich oczekuje czegoś innego. Warto się nad tym zastanowić, planując swój kalendarz startowy przed sezonem 2008.FOTO: arch. bikeWorld.pl