Kontrowersja nr1: termin
y i lokalizacje
Zaprezentowany na przełomie zimy i wiosny kalendarz wzbudził wśród wielu zawodników i kibiców mocno mieszane uczucia. Sama formuła XCC (cross country criterium), zakładająca krótsze wyścigi rozgrywane na 2-3km rundach, mająca na celu zwiększenie atrakcyjności dyscypliny nie budziła zbyt wielu kontrowersji. Te natomiast przyszły, gdy spojrzeliśmy na kalendarz. Po pierwsze pięć eliminacji skupiono w ciągu zaledwie sześciu tygodni, co sugerowało bardzo napięty terminarz i zmuszało zawodników do trafienia z formą w jeden, konkretnie określony czas. Po drugie, i to budziło największe wątpliwości, z wielu uznawanych za „kultowe” lokalizacji, została tylko jedna. Szczawno Zdrój nie dość, że jest polskim pretendentem do organizacji Pucharu Świata, to dodatkowo faktycznie oferuje znakomitą trasę, dobrą bazę hotelową i znakomitą atmosferę. Pozostałe cztery miejsca… kojarzą się z wieloma ciekawymi sprawami, jednak niekoniecznie z kolarstwem górskim.
Już pierwsza eliminacja w Chodzieży potwierdziła wcześniejsze obawy: bieganie z rowerami po piaszczystym stoku nie przypadło zbyt wielu zawodnikom do gustu. Oczywiście najlepsi, jak to najlepsi, wygrali z rywalami. Marek Galiński i Maja Włoszczowska wykazali się znakomitym przygotowaniem i wysokim profesjonalizmem. Bez względu na trasę, warunki czy pogodę walczyli o zwycięstwa, najczęściej z dobrym skutkiem.
Kontrowersja nr2: regulamin
Pomysł, by do klasyfikacji generalnej konieczny był start we wszystkich eliminacjach to dość odważne posunięcie, biorąc dodatkowo pod uwagę frekwencję na kolejnych zawodach. Fakt, że po finale w Białymstoku w elicie mężczyzn sklasyfikowano 10 a w elicie kobiet 4 osoby nie pokazuje głównej wady tego systemu. Zawodnicy i zawodniczki, którzy podczas kolejnych imprez decydowali o ich obliczu, nie zostali uwzględnieni w końcowym rankingu. Bohater tegorocznej „Skody”, Kanadyjczyk Ricky Federau, który na jedynej technicznej trasie w Szczawnie pokonał Marka Galińskiego a podczas trzech innych eliminacji mocno naciskał czołówkę czy siostry Pyrgies, które choć będące tłem dla Mai Włoszczowskiej i Anny Szafraniec, to jednak nadal zaliczające się do krajowej czołówki nie są sklasyfikowani. Jeśli na koniec nie uwzględnia się zawodników, którzy w ciągu całego cyklu zajmują czołowe lokaty, po co w ogóle w trakcie sezonu przyznawać im punkty? Czy nie lepiej byłoby nie brać ich pod uwagę i punktować tylko tych, którzy zadeklarują start we wszystkich eliminacjach? Taki system przynajmniej nie wypaczałby rywalizacji.
Kontrowersja nr3: XCC w polskich warunkach
Zawody XCC być może faktycznie są widowiskowe, jednak tylko wtedy, gdy trasa, na jakiej są rozgrywane faktycznie jest interesująca to raz. Dwa, średnio zorientowany w specyfice dyscypliny kibic może mieć, nawet mimo dobrego komentarza speakera, problemy w rozeznaniu się w sytuacji. Skoda Auto Grand Prix MTB zawsze były zawodami dla krajowej elity. Elity często naciskanej przez gości zza granicy. Trzeba jednak spojrzeć na sprawę bardziej realnie: wyścig w klasycznej formule daje zawodnikowi słabszemu lub zawodnikowi średniej klasy szansę na ukończenie zawodów. XCC to rywalizacja 5-6 zawodników, reszta kończy zdublowana lub się wycofuje. Co więcej, drobne problemy techniczne lub chwilowy kryzys mogą sprawić, że nawet zawodnicy należący do czołówki w wynikach przy swoim nazwisku oglądają „-1okr”. Dodatkowo wyścigi XCC nie pokazują w pełni, czym jest kolarstwo górskie, zbliżając zawody do przełajów i zacierając różnicę między obiema dyscyplinami. Czy jest zatem przypadkiem, że najwięcej kibiców i zawodników wystartowało w Szczawnie, gdzie trasa, choć niebywale wymagająca, miała wyraźnie „górski charakter” a zawody rozegrano w klasycznej formule XCO?
Plus nr1: Emocje
Wspominane już kilka razy Szczawno w dużej mierze obala mit o upadku XC. Zdecydowanie najlepsza eliminacje tegorocznej „Skody” była znakomitym sportowym widowiskiem. Wspomniana trasa i licznie zgromadzeni kibice to nie wszystko. Swoje zrobiła też dobra lokalizacja przy uzdrowiskowym deptaku, ale przede wszystkim świetna rywalizacja, zarówno wśród pań jak i panów. Jaki wpływ na wynik i przebieg sportowej walki miała trasa i głośny doping kibiców? Zapewne spory. Dość powiedzieć, że był to pokaz czym tak naprawdę wyścigi XC są lub… czym być mogą. Emocje towarzyszące podziwianiu umiejętności zawodników pokonujących niedostępne dla „zwykłych śmiertelników” zjazdy czy też podjeżdżając pod największe stromizny w szokująco wysokim tempie to coś, co warto zobaczyć na żywo.
Plus nr2: Obsada
Jak wiele znaczy obecność dobrych zawodników zza granicy przekonaliśmy się, obserwując zmagania Marka Galińskiego z Rickym Federau i Siergieiem Rysenko. Lokalizacje poszczególnych eliminacji „Skody” sprawiły, że w tym roku mniej było Czechów, więcej za to reprezentantów Rosji czy Ukrainy. Nie oni jednak sprawili największą niespodziankę a wspominany już kilkukrotnie Federau. Były mistrz Kanady, startujący w Polsce jako zawodnik niestowarzyszony napsuł sporo krwi polskim herosom, zmuszając ich do wielkiego wysiłku. Wśród Polaków warto wyróżnić Dariusza Batka, który dzielnie walczył w kategorii Elita a także Piotra Wysmyka, który jako jeden z nielicznych kolarzy spoza grup zawodowych nawiązywał rywalizację ze ścisłą czołówką a wręcz do niej należał.
Elita kobiet miała, jak zawsze, dwie bohaterki: Maja Włoszczowska i Anna Szafraniec zdominowały rywalizację pań. Wygrana Mai już po pierwszym wyścigu w Chodzieży była łatwa do przewidzenia. Rewelacją tegorocznej „Skody” była postawa Karoliny Kozeli. Zawodniczka ta już rok temu miała szansę na podium w klasyfikacji generalnej, jednak w sezonie 2007 zaskoczyła wszystkich swoją… niską masą ciała, ale także kilkukrotną obecnością na podium poszczególnych eliminacji.
Co jest warte podkreślenia to całkowita dominacja w gronie juniorów w wykonania Piotra Brzózki. Zawodnik ten wygrał wszystkie pięć wyścigów, co nie jest takie dziwne, jeśli popatrzymy na jego wyniki w Pucharze Świata. Jego starszy brat, Piotr, zwyciężył w kategorii Orlików, notując trzy zwycięstwa i dwa drugie miejsca. Choć dominacja braci Brzózków nie budzi wątpliwości, cieszy wysoki i wyrównany poziom w obu tych kategoriach, które są bezpośrednim zapleczem elity. Cieszy również fakt, że o ile w juniorach młodszych i mlodzikach dominują goście zza wschodniej granicy, o tyle czołówka juniora i orlika jest w większości rodzima.
Plus nr3: Profesjonalizm
Nie wszystkie decyzje organizatorów tegorocznego Skoda Auto Grand Prix MTB były trafione. Nie można jednak odmówić im profesjonalizmu. Nawet, jeśli zawody rozgrywane były na górce saneczkowej, całość przeprowadzana była szybko, sprawnie i profesjonalnie. Fakt, zawody XC nie są trudne do zorganizowania, liczy się także oprawa, oznakowanie, zabezpieczenie, poziom sędziowania. Te, jak zawsze są na wysokim poziomie, dzięki czemu całość ma wysoką kategorię UCI (w tym roku część zawodów miała kategorię 1, część kategorię 2). Warto podkreślić błyskawicznie przygotowywane i publikowane w Internecie wyniki, uzyskiwane dzięki elektronicznym chipom. Tam, gdzie warunki wyraźnie utrudniały przeprowadzenie zawodów, jak podczas inauguracji Chodzieży, starano się na bieżąco naprawiać sytuację, dzięki czemu można było wyścig w ogóle przeprowadzić. Również wytyczenie tak ciężkiej rundy na tak niewielkim pagórku jak warszawska „Kazoora” wymaga sporych umiejętności. Wydaje się więc, że, w dużej mierze dzięki ogromnemu doświadczeniu, Lang Team wyszedł z kolejnego sezonu Skoda Auto Grand Prix MTB obronną ręką.

