Domowy recycling - regeneracja siodła

Drukuj

Koniec XX wieku charakteryzował się wzrastającym zainteresowaniem ekologią, ochroną środowiska i związanym z nimi tzw. zrównoważonym rozwojem, którego główną ideą jest takie wykorzystywanie zasobów ziemskich. <br />

Koniec XX wieku charakteryzował się wzrastającym zainteresowaniem ekologią, ochroną środowiska i związanym z nimi tzw. zrównoważonym rozwojem, którego główną ideą jest takie wykorzystywanie zasobów ziemskich.
W taki sposób, aby możliwe było życie na odpowiednim poziomie zarówno obecnych jak i przyszłych pokoleń.

Dotyczy to niemal wszystkich dziedzin życia i miedzy innymi gospodarkę odpadami. Warto czasem zastanowić się czy „śmieć”, który wydaje się nam bezużyteczny, nie mógłby jeszcze posłużyć do jakiś celów…I tak robiąc jesienne porządki w garażu natrafiłem na dwa siodełka, które odsłużywszy już swoje, czekały na wyrzucenie. W tym samym garażu znalazłem także, dość spory arkusz delikatnej skóry, uchowany przez mojego ojca przed wyrzuceniem. Oba te odkrycia podsunęły mi na myśl pomysł powtórnego wykorzystania przedmiotów, które mogły znaleźć się już na śmietniku. Postanowiłem dać im jeszcze szansę i podjąłem się próby regeneracji siodeł. Co więcej skóra jest w kolorze białym a więc, siodło po regeneracji było by ostatnim krzykiem mody.



Siodła były w różnym stanie wizualno – technicznym. San Marco miało fatalne pokrycie wierzchnie, naderwane w wielu miejscach a pod pokryciem trochę postrzępioną gąbkę. Fabrycznie ten model wyposażony był w żelową wstawkę, która zachowała się cała, dlatego też zależało mi na jej wykorzystaniu. Zarówno skorupa jak i pręty były bardzo zabrudzone aczkolwiek w dobrym sanie technicznym.

Drugie siodło, nie pamiętam nawet jego nazwy, pochodziło z roweru szosowego i już wcześniej zostało poddane przeze mnie „sekcji zwłok” w celu poznania jego anatomii zachowało się jedynie w postaci plastikowej skorupy i prętów. Waga tego zestawu to 134g więc świetna baza do zrobienia lekkiego siodełka.

Pracę nad takim projektem warto zaczęć od dokładnego ustalenia planu działania i wymyślenia technologii możliwych do wykorzystania we własnym zakresie. To zaoszczędzi czasu i może ustrzec przed błędami.

Na pierwszy ogień poszło San Marco. Ważne było ostrożne oddzielenie i zdjęcie wierzchniej warstwy z gąbki tak aby nie strzępić jej dalej a w efekcie uzyskać w miarę równą powierzchnię. Kolejny krok to sprawdzenie na małej próbce materiału czy klej używany przez nas nie będzie wchodził w reakcję z gąbką. Ważne jest także aby klej był odpowiedni do połączeń elastycznych jako, że musi on pozwalać na pracę zastawu gąbka-skóra. Znalazłem u siebie w garażu tani klej do butów, który okazał się idealny. Kiedy wiadomo już jakiego kleju użyć, można przystąpić do nałożenia „nowej” skóry. Sprawą najważniejszą jest aby skóra pokryła równomiernie całą powierzchnię i była bardzo mocno naciągnięta. Nie ukrywam, że właśnie ten element budził największy problem – jak technologicznie to rozwiązać?.



Najlepiej pokryć równomiernie całą powierzchnię, wcześniej odtłuszczonej gąbki klejem (jeśli materiał ten będzie chłonął klej, czynność tą należy powtórzyć) to samo zrobić z wewnętrzną stroną skóry. Klej wykorzystany przeze mnie, wiąże najlepiej, kiedy obie klejone warstwy zostaną połączone na chwilę, rozłączone na kilka minut a potem ponownie połączone już na stałe. Takie jest zalecenie producenta kleju. Jednak sposób ten utrudniał mocne naciągnięcie skóry na siodle (klej który pokrywa obie warstwy po kilku minutach rozłączenia, przy ponownym połączeniu wiąże momentalnie i łatwo o błąd!) dlatego też celowo skróciłem czas podsychania kleju na klejonych warstwach tak by po ich połączeniu mieć możliwość poruszania skórą i idealnego wygładzenia na całej powierzchni. Zabieg ten udał się a jakość wiązania nie uległa pogorszeniu. Kiedy nowa warstwa wierzchnia siodełka przylega już do reszty, potrzeba stałego, mocnego docisku. Tu najlepiej użyć taśmy do zabezpieczania ładunków, którą można mocno i dokładnie spętać całe siodło. Takie zawiniątko powinno schnąć przez 24 godziny.
W tym czasie nowym lakierem zostały pokryte plastikowe elementy maskujące pręty od spodniej strony siodła.



Kiedy mamy pewność, że klej uzyskał maksymalne wiązanie można poodcinać nadmiar skóry, zostawiając sobie rezerwę na założenie materiału od spodu i przyklejenie go tam.
Kiedy i to klejenie zakończy się, można dokręcić plastikowe elementy od spodu i założyć siodło do roweru aby wypróbować je organoleptyczne.



Drugie siodło jako, że już na starcie było w innym stanie, zostało poddane troszkę rozbudowanej formie regeneracji. Trzeba było wyposażyć je w warstwę nadającą miękkość. Jak się okazało, zasoby garażowe oferowały odpowiedni materiał. Cienka, i bardzo elastyczna karimata nadała się znakomicie. Została wycięta w dwóch owalnych kształtach w miejscu styku guzów kulszowych z siodłem oraz w formie powtarzającej kształt siodła, by pokryć nią całość. Po naklejaniu kawałków karimaty na plastikową skorupę, nastąpiło klejenie skóry, prowadzone w ten sam sposób jak za pierwszym razem.
Czas pracy ok. 1,5h (bez okresów schnięcia kleju)



Warto w tym miejscu dodać, że waga tego siodła to 156 g. więc całkiem chlubny wynik.

Podsumowując, czasem może warto sprawdzić czy to co chcemy wyrzucić faktycznie jest już całkiem bezużyteczne. Może, właśnie teraz podczas długich zimowych wieczorów znajdzie się coś, co przy minimalnym nakładzie finansowym i odrobinie inwencji twórczej zyska nową jakość.



Oczywiście prawdą jest, że takie siodło nie jest modelem topowym za ogromne pieniądze, nadającym się na wyścigi, ale za to daje sporą satysfakcję i z powodzeniem może służyć jako sprzęt treningowy.

Zachęcam do tego typu spojrzenia na swoje garaże, piwnice czy strychy i znajdujące się tam przedmioty. A może ktoś z czytelników pochwali się podobnymi przedsięwzięciami?