Lang: Polacy na podium to kwestia czasu

Czesław Lang po 7. etapie Tour de Pologne

Drukuj

Czesław Lang, dyrektor Tour de Pologne, nie krył zadowolenia z zakończonego wyścigu i chwalił Polaków za aktywną jazdę.

Czesław Lang, dyrektor Tour de Pologne, nie krył zadowolenia z zakończonego wyścigu i chwalił Polaków za aktywną jazdę.- Nie wypada mi się chwalić, ale wszyscy widzieli co się działo w Krakowie, ale też i na poprzednich etapach. Ogromna liczba ludzi była obecna na całej trasie wyścigu. Jestem z tego dumny - powiedział po zakończeniu 68. Tour de Pologne Czesław Lang, dyrektor generalny wyścigu.

Jak Pan oceni tegoroczny wyścig?
Staraliśmy się zorganizować Tour de Pologne perfekcyjnie. Przed startem do ostatniego etapu miałem spotkanie podsumowujące z sędziami i nie było żadnych uwag. Na sto możliwych punktów, prawie sto zostało wypełnionych, co oznacza, że nie było żadnej wpadki organizacyjnej. Było bezpiecznie, żaden samochód nie wjechał kolarzom na drogę. Najważniejsze jest to, że kolarze są bardzo zadowoleni i szczęśliwi. Jednak największą nagrodą dla nas organizatorów, ale też i dla sponsorów, a szczególnie dla kolarzy to są tysiące ludzi na trasie. Kolarze są w szoku, że tyle osób wychodzi na trasę, aby zobaczyć peleton. Mogę powiedzieć to, co słyszę od dyrektorów sportowych i samych zawodników, którzy mówią, że są szczęśliwi, że mogą tu być. Oni już nie wyobrażają sobie kalendarza wyścigów kolarskich bez Tour de Pologne, który na stałe wpisał się w program imprez kolarskich na świecie.

Brakuje tylko choćby etapowego zwycięstwa Polaka.
- Tak, brakuje mi zwycięstwa Polaka, ale ja się cieszę z postawy naszych rodaków. Będę to powtarzał, ale kilka lat temu, jak były rundy na Orlinek, to liczyliśmy, ile będą w stanie razem z czołówką przejechać Polacy. W kolarstwie, żeby zacząć wygrywać wyścigi, to trzeba przyjeżdżać z przodu i próbować ataków. Biało-czerwoni już przyjeżdżają z główną grupą i są z przodu. To tylko kwestia czasu, jak staną na podium. Chcę podkreślić jeszcze fakt, że przez walkę z dopingiem poziom kolarstwa zaczyna się wyrównywać. Dzięki temu do peletonu wróciła niepewność i trudno przewidzieć, który kolarz wygra wyścig.

A może Polacy dobrali złą taktykę. Atakowali za wcześnie, albo za późno.
- Łatwo się mówi oglądając wyścig z boku. Wtedy siedząc przed telewizorem mówimy kolarzowi: atakuj! uciekaj! teraz skocz do przodu! Ale jako były kolarz mogę powiedzieć, że jak peleton jedzie pod górę i ciągle się rwie na mniejsze grupki, aż w czołówce znajdzie się dwudziestu kolarzy, to proszę mi wierzyć - oni już nie mają siły nawet oddychać, bolą ich nogi, są zapieczeni i tylko proszą boga, aby nikt nie wyskoczył. Jeżeli ktoś jest o klasę lepszy, to zaatakuje, odjedzie i wygra. Tutaj poziom był tak wyrównany, że nikt taki się nie znalazł, no może poza Danielem Martinem. On ryzykował i był najlepszym kolarzem w górach, bo wygrał królewski etap. Gdyby koniec wyścigu był w Bukowinie, to on wygrałby Tour de Pologne.

W Bukowinie z dobrej strony pokazał się Marek Rutkiewicz, ale znów nie udało mu się wygrać. 
- Ja podziwiam Rutkiewicza, bo jak on w Bukowinie na zjeździe uciekał, to przyszła burza i zerwał się bardzo silny wiatr. Najpierw miał go w plecy, ale do mety już jechał pod wiatr. Trzy kilometry przed metą, z opony powoli zaczęło schodzić powietrze i na tej przebitej oponie nie mógł nic więcej ugrać. Naprawdę, trzeba mieć wiele siły i samozaparcia, żeby na tak ciężkim etapie zaatakować w tak pięknym stylu. Najlepsi kolarze świata musieli sprężyć się, żeby go dogonić.

W przyszłym roku będą o tej porze igrzyska olimpijskie. Kiedy wystartuje Tour de Pologne?
- Staramy się, aby w przyszłym roku Tour de Pologne był rozgrywany równolegle z Tour de France. Wbrew pozorom, to niczemu nie przeszkadza. Każda ekipa ma 25 kolarzy, a na Tour de France wysyła dziewięciu, a wtedy pozostałych szesnastu siedzi w domu. A tak, to chętnie przyjadą do nas, aby się ścigać i przygotować do igrzysk olimpijskich.

Kiedyś wspominał Pan, że Tour de Pologne mógłby mieć etapy we Włoszech. Proszę powiedzieć coś o tych planach.
- Na pewni będzie to za rok, no może za dwa lub trzy. Zdradzę, że planujemy dwa pierwsze etapy we włoskich górach, ale że tak powiem w młodzieżowym slangu w "zarąbistych" górach. Później zrobimy dzień przerwy, przerzucimy wszystkich na spokojnie w nasze góry i wtedy będzie to typowo i bardzo mocno wyścig górski. 

ASInfo

Obserwuj nas w Google News

Subskrybuj