Kross Level A6 - część trzecia testu

Ostatnia część testu

Drukuj

<p>Sezon dobiega końca, a wraz z nim nasze tegoroczne testy długodystansowe. Dlatego to już ostatni z trzech artykułów poświęconych Krossowi Level A6. Jak obiecałem poprzednio, tak też zrobiłem.</p>

Sezon dobiega końca, a wraz z nim nasze tegoroczne testy długodystansowe. Dlatego to już ostatni z trzech artykułów poświęconych Krossowi Level A6. Jak obiecałem poprzednio, tak też zrobiłem.

Rower po testach został całkowicie rozebrany i poważony, a części obfotografowane. Zanim jednak napiszę o rozkręcaniu i odchudzaniu chciałbym podzielić się z Wami jeszcze kilkoma, dość osobistymi refleksjami i spostrzeżeniami.

Co prawda w Otwocku Level spisał się nieźle, ale chciałem koniecznie przekonać się jak poradzi sobie na prawdziwym górskim maratonie. Kościelisko wydawało się do tego dobrą okazją. Spore przewyższenia, technicznie trudna trasa i przepiękne widoki powodują, że wyścig ten zyskał miano kultowego. Spore ilości błota stanowią przeszkodę nie tylko dla rowerzystów, ale również, a może przede wszystkim, dla ich sprzętu.

Dla mnie i Marcina Kościelisko było próbą generalną przed Bike Challenge. Chcieliśmy przetestować siebie i swoje maszyny. Przed startem zdecydowałem się na kilka zmian konfiguracji Krossa. Założyłem prostą kierownicę z rogami i sprawdzone w bojach siodło WTB Rocket V. Mimo dobrych chęci nie byłem się w stanie przyzwyczaić do seryjnego siodełka, a gięta kierownica nie specjalnie sprawdzała się na wyścigach. Dokonane zmiany pozwoliły zająć na rowerze pochyloną i aerodynamiczną pozycję, a rower zyskał bardziej sportowy charakter.

 

 

 

Mimo błota po pachy i ciężkich technicznie zjazdów Level spisał się całkiem dobrze. Co prawda w takich warunkach klocki hamulcowe znikały w zastraszającym tempie i co jakiś czas musiałem regulować naciągnięcie linki, ale taka już przypadłość v-brakeów. Niestety w połowie dystansu rozpadła się manetka blokady skoku. Domyślam się, że problem dotyczy nie tylko testowanego egzemplarza, ponieważ sęk tkwi w jej konstrukcji. Po zwolnieniu blokady czerwonym guzikiem, dźwignia uderza z dużą siłą o element, który jest jednocześnie miejscem mocowania śruby do regulacji linki, jak i ogranicznikiem owej dźwigni. Przełom świadczy, że wspomniany element powoli, po każdym uderzeniu, odkształcał się plastycznie, aż w krytycznym momencie nastąpiło kruche pęknięcie. Wydaje mi się, że najbardziej dobrym rozwiązaniem byłoby wprowadzenie przez producenta dodatkowego elementu ograniczającego skok manetki, który zapobiegałby takim uderzeniom.

 

 

Poza manetką rower przeszedł sprawdzian pomyślnie i w dwa tygodnie po tym jechał już na dachu auta w kierunku Dusznik, gdzie jak się później okazało, rozpoczynał się jeden z najbardziej męczących tygodni w moim życiu. 24 lipca startował Bike Challenge – wyścig, o którym, jeżeli dożyję takich czasów, będę na pewno opowiadał wnukom… Już na początku przeżyłem lekki szok. Mój Kross wyglądał „trochę” niepozornie w porównaniu do tych wszystkich ociekających tytanem i carbonem maszyn. Niektórzy nawet trochę podśmiewali się z niego i pytali, czy rzeczywiście mam za miar na nim przejechać ten morderczy wyścig. Cóż, mogłem im odpowiedzieć? Przecież nie każdy ma tyle kasy, żeby pakować 15 tysiaków w te osiem lub dziewięć kilogramów plastiku, aluminium i Bóg wie czego jeszcze…




Na mecie nie miałem nawet siły się cieszyć z ukończenia wyścigu. 42 miejsce w OPEN i 16 wśród polskich drużyn kosztowało nas (czyli PiwoToNaszePaliwo) straszliwie dużo. Były momenty, w których chciałem, żeby ktoś mnie dobił i zakopał w przydrożnym rowie. Najgorsze w tym roku upały, setki kilometrów trasy, tysiące metrów przewyższeń i rozbite na pierwszym etapie kolano spowodowały, że wypluliśmy z siebie absolutnie wszystko. Przez tydzień czułem się jak po ciężkiej chorobie i do końca sezonu odechciało mi się już jakiegokolwiek ścigania się. Nigdy wcześniej nie dostałem tak w kość jak podczas BC. Aż boję się pomyśleć, co by było, gdybym miał jeszcze jakieś problemy ze sprzętem. Na szczęście Level okazał się niezawodną maszyną. Jedyny defekt to laczek na drugim etapie. Poza tym nawet przerzutki nie wymagały żadnych regulacji. Mimo ciężkich zjazdów koła pozostały proste i kręciły się tak samo dobrze jak na początku. Co prawda z tylniej opony zostały tylko strzępy, ale bezpiecznie dojechałem na niej do samego końca. Jedyne, do czego mogę się przyczepić to amortyzator, który kiepsko wybiera małe nierówności. Z tego powodu w czasie zjazdu z przełęczy Okraj miałem wrażenie, że moje nadgarstki za chwile się rozlecą. Jeżeli chodzi natomiast o samą ramę, to zmieniłbym miejsce mocowania koszyczków na bidony, ponieważ przy obecnym ustawieniu trzeba trochę się nakombinować, żeby zmieścić dwa 0,75 litrowe pojemniki. Na dolnej rurze śruby powinny być ok. 2 cm wyżej, a na podsiodłowej również 2 cm, ale niżej, niż jest to obecnie.

 

 

Ponieważ po BC dostawałem wręcz wysypki już na samą myśl o ściganiu się, więc przerzuciłem się tylko i wyłącznie na turystykę. Parę razy obskoczyłem na Krossie Beskidy, czasem jakieś bliższe trasy, a zabawę zakończyłem w Pieninach. Test dobiegł końca i musiałem pożegnać się z Krossem. Jeżeli miałbym go podsumować w dwóch słowach powiedziałbym, że to rower niezawodny i uniwersalny, a przecież to właśnie te cechy decydują o wyborze sprzętu w tej klasie cenowej.

Na wadze...

Komponent

Waga [g]

Zdjęcie

Rama

- przyzwoita waga, duża wytrzymałość i sztywność. Jedyne, co wypadałoby zmienić to rozmieszczenie otworów do mocowania bidonów.

1773 (19")

Amortyzator Suntour Axon S RL

- jak na tą klasę cenową wynik na wadze całkiem OK. Ogólnie przyjemny amor, szkoda, że kiepsko radzi sobie z małymi nierównościami.

1860

Kobra Truvativ Firex SL

- świetny sprzęt. Nie było z nią najdrobniejszych problemów.

932

Kaseta Sram PG 950

- waga nie powala na kolana, ale bezproblemowa praca powoduje, że śmiało można polecić ten komponent.

364

Klamkomanetki Sh LX DC

- po początkowych obawach miłe zaskoczenie. DC to na prawdę dobry system.

430

Przerzutka przód Alivio

- również nic do zarzucenia...

148

Przerzutka tył LX

- gdy tylko linki są czyste działa szybko i sprawnie. Kultura pracy spada jednak po długiej jeździe w błocie.

290

Hamulec Avid SD 7

(1 szt.) - godne polecenia hamulce. Na szczególna pochwałę zasługują oryginalne klocki. Co prawda w błocie szybko znikają, ale zapewniają bardzo dużą siłę hamowania i przyzwoitą modulację.

183

Sztyca 27.2x300

- za krótka i dość ciężka jak na tą długość. Jarzemko jest jednak mocne i nie miało tendencji do przekręcania się.

291

Siodło Active

- nie zbyt lekkie i nie zbyt wygodne.

362

Kierownica Truvativ Team

- fajna, ale nie do tej dyscypliny, do której przeznaczony jest Level...

299

Mostek Truvativ Team

- lekki i solidny. Czego chcieć więcej? Może tylko szkoda, że srebrny i nie bardzo pasuje do pozostałych części.

149

Stery VP-AC 41

- bezawaryjna praca mimo ciężkich warunków - i o to chodzi!

98

Koło przód

- mogłoby być trochę lżejsze, ale za to było by mniej wytrzymałe. Ogólnie pozytywne wrażenie.

920

Koło tył

- j. w.

1183

Opona Racing Ralf

- bardzo fajna wyścigowa opona. O dziwo, mimo delikatnego bieżnika, sprawdza się w bardzo różnych warunkach. Szybko się jednak ściera i jeden sezon, to maksymalny czas jej użytkowania.

460

Zacisk koła przód

- zacisk jak zacisk :]

62

Zacisk koła tył

- j. w.

67

Zacisk podsiodłowy

- mógłby być zastąpiony wersją bez dźwigienki. Byłoby wtedy trochę lżej.

53

Pozostałe części

(pedały, dętki, łańcuch, linki, pancerze, smary, podkładki, itd.)

~1650

Cały rower

~12200

 


 

Od razu chciałem zaznaczyć, że waga całego roweru jak i „reszty części” może być obarczona dość sporym błędem, ponieważ nie dysponowałem odpowiednim sprzętem. Cała reszta powinna być w miarę zgodna z rzeczywistością. Tak czy inaczej wymieniając kierownicę, mostek, sztycę, siodło, pedały i dokładając rogi (w moim przypadku jakieś 550 zł) można zejść z wagą do ok. 11,8 kg. Dzięki temu rower zyska również bardziej sportową charakterystykę. Dalsze odchudzanie jest oczywiście możliwe, ale pociągnie za sobą spore koszty.

I tak test dobiegł końca. Rower z powrotem znalazł się w przepaścistym pudle, z którym niemałe problemy mieli chłopaki z UPSa i wrócił do Krossa. Będę go na pewno dobrze wspominał. Zawsze dowoził mnie do celu cało i zdrowo i mogłem na nim polegać. Nie ukrywam, że nie jest to rower bez wad, ale w swojej klasie cenowej jest na pewno jedną z lepszych propozycji.

Zobacz też:
Kross Level A6 - część pierwsza testu.
Kross Level A6 - część druga testu.

 

 

Foto: www.bikechallenge.pl, Kross, Mateusz Kwaśniewski, Maciek Łuczycki, Grześ Chrząszcz, Stefan Piotrowski&Ampi

Obserwuj nas w Google News

Subskrybuj