bikeWorld.pl: Na scenie Polskiego kolarstwa obecny jesteś… No właśnie, który to już sezon w Twoim wykonaniu?
Andrzej Kaiser: Gdy popatrzę na metryki wielu moich rywali z peletonu, mój staż kolarski nie wiele różni się od ich wieku. Na scenie jestem nieprzerwanie od ’86 roku.
bikeWorld.pl: Nie da się ukryć, że kolarska karuzela mocno się zmieniła. Jakie są największe różnice od czasów Twoich początków a chwilą obecną?
AK: Przede wszystkim sprzęt, który obecnie jest niemalże na kosmicznym poziomie w porównaniu do tego co było kiedyś. Cztery tryby z tyłu, ramy metalowe, które w latach ‘90 zastąpiono aluminium, będącym wówczas obiektem zazdrości. Ajjj… na wszystko trzeba było czekać, dzięki czemu później szanowało się sprzęt. Rower znało się od podszewki, a na każdą jego część była wizja przerobienia tak, by można było stosować nowe rozwiązania. Teraz carbon mamy wszędzie, rowery są wagi piórkowej. Zmieniły się również trasy - kiedyś były dużo bardziej fizyczne, natomiast teraz młoda fala organizatorów stawia na widowisko, dzięki czemu na trasy przełajowe czy XC przychodzi coraz więcej kibiców i to trzeba cenić.
bikeWorld.pl: Kiedyś ubierało się dwa swetry i szło zimą na rower. Teraz mamy GPS, pomiar tętna, waty, elektroniczne napędy, specjalistyczne plany treningowe, a poziom laktatu możemy zbadać w środku lasu na treningu. Nie za dużo tych gadżetów i technologii?
AK: Wszystkie te dodatki z pewnością ułatwiają trenowanie i osiąganie coraz lepszych wyników. Sam korzystam od dłuższego czasu z miernika mocy. Dodatkowo muszę szukać też nowych bodźców, które zmotywują mnie do treningu, kwestia tylko aby umiejętnie z tego wszystkiego korzystać, co jest trochę bolączką obecnych czasów. Sam korzystam z pomocy trenera, aby mieć spokojną głowę o to, co muszę wykonać na treningu i mimo lat doświadczenia wiem, że jest mi on potrzebny.
bikeWorld.pl: Chwil które możesz wspominać z pewnością masz wiele, co jednak najbardziej zapadło w Twojej pamięci z dotychczasowej kariery?
AK: Było tego dużo... na pewno rajd Wyszehradzki należał do kategorii tych „szalonych”, gdzie nie wiedziałem czego się spodziewać. Jechaliśmy po nieznanym terenie, w nocy, a do tego dystans robił swoje. Nie wiem czy skuszę się jeszcze kiedyś na podobny wysiłek.
bikeWorld.pl: Jesteś wzorem wytrwałości i systematyczności, czego brakuje szczególnie wielu dobrze zapowiadającym się młodym zawodnikom, którzy przedwcześnie kończą przygodę z rowerem. Co Twoim zdaniem powoduje, że sporo talentów tracimy, zanim na dobre rozwiną skrzydła?
AK: Czynników jest bardzo wiele, a jednym z podstawowych jest brak grup kolarskich. Zawodnicy przechodzący z wieku juniora do orlika chcieli by już otrzymywać stypendia, natomiast zderzają się z twardą rzeczywistością i lekką niechęcią trzymania takich zawodników w składzie. Mam nadzieję, że obecna grupa CCC, skupiająca właśnie zdolnych młodzieżowców, pozwoli im rozwinąć skrzydła i nabrać doświadczenia w „dorosłym” peletonie. Z pewnością nie zabraknie im opieki trenerskiej i zaplecza technicznego, jednak to w dalszym ciągu zbyt mała ilość takich grup. Za coś trzeba żyć, a przebić się przez elitę w młodym wieku jest bardzo trudno, co zniechęca wielu młodych kolarzy.
bikeWorld.pl: Przyzwyczaiłeś nas, że każdy sezon w Twoim wydaniu jest solidny. Miniony jednak różnił się od poprzednich. Jak to było z tą licencją, która „schowała” się za łóżkiem?
AK: (śmiech) … Przepis był jaki był, wykorzystaliśmy lukę i jeździłem bez licencji. Jednak chcę wszystkich uspokoić, że po „odnalezieniu” licencji zabezpieczyłem ją solidne przed ponownym zgubieniem, także wracam w szeregi „elity”.
bikeWorld.pl: No właśnie kwestia licencji to dobry pomysł, a tylko jego wykonanie pozostawiało sporo do życzenia?
AK: Przepis wg mnie nie wprowadza nic pozytywnego, a mówiąc więcej, zabija trochę kolarstwo szczególne MTB w Polsce i nie powinno go być. Dzwonienie do PZKol i donoszenie o tym, kto gdzie startował i czy miał licencję czy nie, to z pewnością nie jest rozwojowy kierunek.
bikeWorld.pl: W swojej karierze przejechałeś nie jeden wyścig. Wiemy, że w najbliższym sezonie spełni się jedno z Twoich kolarskich marzeń. Jakie wyzwania postawił sobie jeszcze Andrzej Kaiser?
AK: Jak już wcześniej wspomniałem, cały czas muszę poszukiwać motywacji do dalszej jazdy, a najbliższy sezon zapewni mi jej na dobrych kilka lat. W listopadzie dostałem propozycję od Darka Mirosława by wspólnie z nim wystartować w wyścigu Cape Epic i oczywiście nie mogłem odmówić. Spełniło się tym samym moje małe kolarskie marzenie. Cape Epic, który jest swojego rodzaju „złotym Graalem” etapówek, wymaga solidnych przygotowań i sprzętu. Przygotowywałem się od początku swojej kariery, natomiast o sprzęt zadbało Shimano i Specialized, więc jestem spokojny o techniczną stronę startu.
bikeWorld.pl: Cape Epic to tylko jedna z pozycji, która znalazła się w Twoim kalendarzu startowym. Jakie jeszcze wyścigi możemy tam znaleźć?
AK: Przetarciem przed Cape Epic będzie lutowy wyścig Andalucia Race. O dalszych planach jeszcze nie chcę mówić w szczegółach, ale jest jeszcze Trans Alp, Swiss Epic i sporo innych „cukiereczków”, ale o tym będziemy decydować później. Na chwilę obecną musimy solidnie potrenować w Hiszpanii, bo czas leci, a kilometry trzeba tłuc.
bikeWorld.pl: Nowa odsłona Pucharu Polski w Maratonie w przyszłym sezonie brzmi rozwojowo. Myślisz, że to krok który był potrzebny? Jak oceniasz całą wizję?
AK: O ile organizatorzy wywiążą się z październikowych ustaleń to z pewnością bardzo dobry krok i pozytywnie wpłynie na rozwój dyscypliny. Słowo klucz to jednak „ wywiążą się”.
bikeWorld.pl: Kondycja Polskiego Kolarstwa ostatnio delikatnie się poprawiła. Sukcesy na szosie skutecznie przekładają się na zainteresowanie. Czy za kilkanaście lat możemy spodziewać się nowego Mistrza Świata z nowego pokolenia?
AK: Mamy obecnie dobry czas dla kolarstwa zarówno szosowego jak i MTB. Maja Włoszczowska, Michał Kwiatkowski czy Rafał Majka to zawodnicy obecnych czasów, z których młode pokolenia mogą brać przykład. Sukcesy przyjdą na pewno i nie zakończy się to na poprzednim wspaniałym sezonie. Wszystko jeszcze przed nami.
bikeWorld.pl: Scena XCO popadła jednak w agonię, a przecież to droga do Olimpijskiego Złota! Pamiętasz czasy, gdy na wyścigach XC meldowały się tłumy, a wyścigi trwały po 2-3h. Co się stało?
AK: Trudno powiedzieć co się stało, nagle wszystko umarło, a mistrzów olimpijskich nie wychowamy na maratonach. PZKol powinien postarać się o wznowienie idei XC, gdyż to właśnie w takich wyścigach zawodnicy uczą się najwięcej techniki w przeciwieństwo do maratonów, gdzie tej techniki mamy jak na lekarstwo, a w moim uznaniu takie maratonowe dystanse są zbyt długie dla młodych zawodników. Maratony poszły w większą komercję, a organizatorzy wolą zarobić na wyścigu, niż wyłożyć środki na XC, czego efektem jest późniejsze wysłanie reprezentacji na Puchar Świata, gdzie chłopaki nie wiedzą jak zjechać, kiedy spotykają dropy albo trudne przeszkody. Nie mają gdzie się ścigać w kraju, więc nie możemy się temu dziwić.
bikeWorld.pl: W początkach Twojej kariery posiadaliśmy wiele szkółek kolarskich, z kolei teraz możemy szukać ich na próżno.
AK: W ostatnich latach powstało dużo amatorskich grup kolarskich, które umożliwiają głównie starty w wyścigach, jednak nie wiem, czy są w stanie zapewnić opiekę trenerską. Młodym zawodnikom trudno jest zacząć. Naczytają się informacji z forów internetowych, natomiast brakuje im konkretnych rad treningowych. Osób, które kiedyś prowadziły szkółki kolarskie nie brakuje. Owszem czasy się zmieniły, jednak oka doświadczonego trenera nie można zastąpić. Sam byłem w niejednej grupie kolarskiej, a obecnie w EuroBike Kaczmarek również służę swoją pomocą i nabytą wiedzą. Młodzi może czasami nieśmiało, ale zwracają się o pomoc i cieszę się, mogąc im takich rad udzielić.
bikeWorld.pl: Kto miał największy wpływ Twój na rozwój i kogo na zawsze zapamiętasz w swojej karierze?
AK: Wiele osób spotkałem na swojej kolarskiej drodze. Nigdy nie zapomnę Marka Cichosza oraz Marka Galińskiego. To wyjątkowe osoby, które miałem przyjemność poznać bliżej i których mi brakuje w peletonie. Na pewno dziękuję Panu Ryszardowi Pawlakowi za długoletnią współpracę i wsparcie.
bikeWorld.pl: Największy sukces oraz najgorszy moment?
AK: Sukcesów było dużo, ale jestem myśli, że ten największy przedmną. Odpowiem pod koniec marca. Najgorszy moment to z pewnością wypadek na wyścigu Kaczmarek Electric, gdzie po upadku złamałem obojczyk. Postawa kolegów, którzy nie patrząc na rywalizację zatrzymywali się udzielając pomocy (przyp. Red. Cały peleton dojechał na metę na takich pozycjach w jakich dojechali do miejsca wypadku Andrzeja, pokonując dalszy odcinek trasy wspólnie), pokazała jak zgrane jest środowisko kolarskie. To poniekąd najgorszy, ale i jeden z bardziej miłych momentów.
bikeWorld.pl: Boimy się zapytać.... wiek emerytalny to obecnie 67 lat. Jak długo będziemy oglądać „Fathera” na trasach Elity?
AK: Ciężko powiedzieć. Żona z pewnością wyczekuje już mojej kolarskiej emerytury i większej ilości wspólnie spędzanego czasu, tym bardziej, że do peletonu dołączył mój syn Adrian. Nie wiem czy odwieszę rower na hak ostatecznie, ale rodzina jest najważniejsza i być może zdecyduję się na „kolarskie wakacje”.
bikeWorld.pl: Masters?
AK: Nie, nie, nie, nie, jeszcze pogonię trochę młodszych kolegów. W końcu do medalu MP CX zabrakło tylko 24 sekundy, które muszę odrobić.
bikeWorld.pl: A teraz pozostawiamy Ci wolną chwilę "antenową".
AK: W takim razie podziękowania należą się mojej żonie, która przez tyle lat wspiera mnie w każdych chwilach, za co jestem jej niesamowicie wdzięczny i dziękuję. Wielkie wyrazy uznania i podziękowania należą się Panu Ryszardowi i Piotrowi Pawlak oraz Cezaremu Kaczmarek. Dziękuję również całej drużynie i wszystkim sponsorom, którzy umożliwiają mi kontunuowanie kolarskiej kariery.
bikeWorld.pl: Dzięki!