Samotna wyprawa rowerowa Korsyka 2010

Drukuj

Dlaczego samotnie? W kwietniu zostałem tatą:) Czteromiesięczna Ania była zbyt mała aby jechać na wyprawę. Była również za mała aby zostać sama. Dlatego została z mamą. Od Gabrysi dostałem pozwolenie na wyjazd - "lepiej żeby nie było Cię przez trzy tygodnie niż byś miał narzekać cały rok, że nie pojechałeś;)". Ania nie protestowała więc chyba też się zgodziła;)

 

Dlaczego Korsyka?

Przez trzy tygodnie na rowerze jestem w stanie pokonać dystans około 1000km - jeżdżę wolno, staram się dozować obciążenia, ze względu na problemy z kolanami. Gdy patrzyłem na mapę Europy pomyślałem o Sardynii i Korsyce. Zarówno jedną jak i drugą wyspę można zwiedzić w 20 dni na rowerze. Po drugie nie czuję się jeszcze gotowy na samotny wyjazd w mniej cywilizowane regiony Europy. Po trzecie nie jestem mentalnie i sprzętowo przygotowany na wyjazd w miejsca o dużych opadach czy niskich temperaturach rocznych. Dwie wspomniane wyspy spełniały wszystkie moje wymagania i nie przekraczały ograniczeń:)

Początkowo skłaniałem się ku Sardynii - jest mniej górzysta a więc łatwiejsza do zdobycia. Jednak po lekturze relacji z wypraw na: rowerowarodzinka.pl oraz wyprawy.cyklotur.com postanowiłem wybrać drugą z wysp:) Zdjęcia z Korsyki (słowa uznania dla Remigiusza Kitlińskiego z rowerowej rodzinki) po prostu mnie zachwyciły i nie mogłem przestać myśleć o wybraniu się tam na rowerze.

Przygotowania

Pierwszą część trasy ustaliłem wzdłuż wybrzeża: z Bastii przez półwysep cap Corse do Calvi następnie Ajaccio i dalej aż do Bonifacio. Później w zależności od braku lub nadmiaru sił w nogach miałem zdecydować co dalej – wersja łatwiejsza: powrót do Bastii dalej wzdłuż wybrzeża lub wersja trudniejsza: przejazd przez górzyste centrum wyspy.
Szczegółowego planu nie przygotowywałem – miałem cieszyć się jazdą i zwiedzać miejsca akurat polecane w przewodniku…
Przygotowania standardowe jak dla każdej wyprawy – namiot, mata samopompująca, ubrania, kuchenka, narzędzia… Z informacji technicznych dodam tylko, że w moim rowerze crossowym zamontowałem korbę (22-32-42) i kasetę (11-32) dedykowaną do rowerów górskich – wszystko w celu łatwiejszego pokonywania korsykańskich wzniesień:)

Dojazd na wyspę był prosty choć czasochłonny – podróżowałem wpierw busem  z Bielska-Białej do włoskiego Livorno a stamtąd promem do Bastii. Całość zajęła 27 godzin. Powrót w odwrotnej kolejności:)

Pogoda dopisywała mi praktycznie przez cały wyjazd. Słońce okazało się moim najwierniejszym towarzyszem podróży:) Zawiodło mnie tylko dwukrotnie – raz kiedy przegrało z mocną nawałnicą z piorunami, którą udało mi się przeczekać w namiocie przy drodze; drugi raz kiedy to nie potrafiło przegnać deszczowych chmur co zmuszało mnie do chowania się pod przydrożnymi drzewami a ostatecznie do szukania noclegu w nocy przy padającym deszczu. Poza tymi epizodami bywały momenty kiedy miałem słońca serdecznie dość… Głównie kiedy jechałem wzdłuż wybrzeża:) Ale gdy przyszło mi przejeżdżać przez góry… słońca zaczynało brakować. Szczególnie nad ranem i pod wieczór bywało chłodno, tym bardziej, że drogi górskie często biegną przez las. Gdy nocleg wypadał na wysokości 1700m n.p.m. w nocy ubierałem na siebie wszystkie warstwy ubrań jakie ze sobą zabrałem a i tak nie czułem się komfortowo…

Jednak ani palące słońce ani chłód górskich nocy ani podjazdy, których tak się obawiałem przed wyjazdem nie dały mi się najbardziej we znaki. Największym wrogiem i to już od drugiego dnia wyprawy okazały się… dętki. Nie to, żebym nie miał łatek albo kleju. Nie to żebym nie zamontował do roweru i przyczepki najbardziej polecanych na rowerowe eskapady, praktycznie nieprzemijalnych opon schwalbe maraton extreme. Dętki w tylnym kole pękały jedna po drugiej w miejscu łączenia wentyla z gumą. I niech ktoś poradzi jak w warunkach wyprawowych połączyć gumę z metalem? Po zużyciu większości łatek, całego kleju i zniszczeniu 3 zapasowych dętek powodzenie wyprawy stanęło pod dużym znakiem zapytania. Dwukrotnie pomogli mi przypadkowi ludzie, podwożąc mnie do Bastii samochodem abym za pierwszym razem kupił dodatkową dętkę (jedną, bo więcej dętek w rozmiarze 28” w sklepie nie było…) i za drugim abym mógł skorzystać z rowerowego serwisu. Okazało się, że wszystkiemu winna jest taśma umiejscowiona między dętką a kołem. Była stara i wyślizgana przez co powodowała ruch dętki w oponie pod wpływem dużego obciążenia (sakwy). Po jakimś czasie dętka przesuwała się tak mocno, że zrywała wentyl kiedy nie miał on więcej miejsca na ruch w obręczy koła.

Szczegół za 5zł o mało nie popsuł całej wyprawy… Po wymianie taśmy w serwisie do końca wyprawy nie miałem żadnych problemów technicznych, nie złapałem też ani jednej gumy:)

Wracając do korsykańskich podjazdów – nie były one takie straszne. I mogę śmiało napisać, że skoro ja, z przewrażliwieniem traktujący swoje kolana, zdołałem objechać dookoła wyspę, to każdy kto będzie miał wystarczająco dużo silnej woli powinien sobie poradzić. Oczywiście dobra kondycja jest niezbędna, ale drogi są tam poprowadzone tak aby w większości przypadków zachowywać rozsądne przewyższenia rzędu 5-8%. Zdarzały się jednak momenty (podjazd pod Col de Bavella czy szczyt Pigna) pod które podchodziłem piechotą bo było zbyt stromo abym walczył z górą na rowerze.
A drogi na Korsyce? Fantastyczne! Niesamowicie kręte, wąskie w znacznej mierze położone widokowo. Na bocznych, którymi głównie się poruszałem ruch mały – przejazd bardzo bezpieczny. Korsyka jest miejscem wręcz stworzonym do turystyki rowerowej. I dla tych dróg i dla tych widoków właśnie warto na wyspę wybrać się rowerem:)

Kłopoty z dętkami na początku wyprawy niejako zmusiły mnie do szybszej jazdy od czwartego dnia. Jako że nie kontrolowałem ilości pokonanych sumarycznie kilometrów –
w połowie urlopu okazało się, że pokonałem ponad 2/3 planowanego dystansu… Dzięki temu miałem trzy dodatkowe dni, które wykorzystałem na wędrówki po górach - nieudana próba zdobycia Monte Renoso (2352m n.p.m.), wycieczka nad jezioro Melo (1710m n.p.m.) oraz wyjście na drugą co do wysokości górę Korsyki – Monte Rotondo (2622m n.p.m.). Co prawda nie miałem do dyspozycji górskiego obuwia, ale wykręciłem bloki z rowerowych butów spd, i na szczęście unikając skręcenia kostek, zdołałem wspiąć się do w/w miejsc:)

Łącznie na rowerze spędziłem niemal 87 godzin, przejechałem ponad 1000 kilometrów. Zdołałem odwiedzić większość wspaniałych miejsc i miejscowości leżących na trasie mojego przejazdu (oczywiście żeby zwiedzić wszystkie cuda wyspy należałoby pojechać tam jeszcze kilkukrotnie i to na dużo dłużej – czego nie wykluczam, bo mówi się, że kto raz udał się na Korsykę, na pewno tam jeszcze wróci…). A było to po kolei – półwysep Cap Corse, przejazd przez Desert des Agriates, region Balagne, Calvi, Porto, Ajaccio, Bonifacio, podjazd pod przełęcz Col de Bavella, Corte, region Castagniccia, region Nebbio i na końcu Bastia.

Jak zwykle na wyprawie nie można wszystkiego przewidzieć i skrupulatnie zaplanować. Nie udało mi się przejechać w całości przez Cap Corse (zachodniej części nie widziałem prawie wcale – musiałem udać się do Bastii z powodu pękających dętek). Nie zobaczyłem też w całej okazałości skał Calanche – byłem zbyt zmęczony podjazdami i wysoką temperaturą aby zjechać aż do wybrzeża skąd najlepiej widać formy jakie erozja stworzyła w tych granitowych skałach. Miałem też nadzieję na rejs statkiem w okolicach Bonifacio, aby spojrzeć na miasto z morskiej perspektywy. Jednak po siedmiu godzinach zwiedzania miasta chciałem jak najszybciej znaleźć się na rowerze;)
Podsumowując – jechałem i przez turystyczne miejscowości wzdłuż zachodniego wybrzeża i przez górskie senne wioski. Przez kilkuset letnie lasy i przez rewelacyjne widokowo drogi. Zwiedzałem wraz z tysiącami turystów przepiękne Bonifacio i wędrowałem samotnie przez korsykańskie góry. W słońcu , w deszczu, we mgle, w dzień i po zmroku. Spałem w łóżku, na kempingach, na plaży i w krzakach przy drodze. Jedno co pozostawało niezmienne – zawsze w górę albo w dół. Prawie nigdy po płaskim:)

Pełna relacja z dużą ilością zdjęć, mapa przejazdu, dokładne statystyki na mojej stronie internetowej poświęconej wyprawom rowerowym: www.gruda.com.pl 

W przygotowaniu wyprawy pomogli:  XTRaBike.pl - Internetowy sklep z częściami rowerowymi- 16% rabatu na: 3 opony Schwalbe Extreme Marathon oraz Pedały Schimano PD-M545

Photo4b.pl - Sklep z akcesoriami i filtrami fotograficznymi- 50% rabatu na 2 filtry: Hitech połówkowy szary hard 0.9 oraz Cokin P665

lpenski.pl - Sklep turystyczny i górski- 20% rabatu na odzież przeciwdeszczową: spodnie Berghaus Paclite Pants  i kurtka Berghaus Tasman Paclite oraz gratis 3 porcje żywności liofilizowanej :)