Egipt, Półwysep Synaj

Trawers

Drukuj

Okolice godziny 14 pod Zwrotnikiem Raka to najgorsza pora dnia. Ziemia i skały promieniują ciepłem, swoje 43 grosze dorzuca palące słońce (43 grosze w cieniu) . Wyjazd w teren o godzinie 14 ma jednak jedną taktyczną zaletę - od tego momentu temperatura zaczyna delikatnie opadać. Goręcej już nie będzie.

Wyjeżdżamy za rogatki miasta i mkniemy na północ. Na Przylądek Ras Abu Galum prowadzą trzy drogi. Pierwsza biegnie korytem wyschniętej rzeki, trzydziestokilometrową Wadi Rasasa dostępną dla 4x4 (i za problematycznymi do uzyskania pozwoleniami MFO - The Multinational Force and Observers). Od północy wybrzeżem biegnie ok. 50 kilometrowa drożyna z Nuweiby (również 4x4), a od południa z Dahab wije się wybrzeżem najciekawsza z naszego punktu widzenia wąska skalista ścieżka, którą postanowiliśmy w ramach aklimatyzacji przeorać bieżnikami (jak się później okaże to my zostaniemy lekko przeorani).



Asfalt urywa się po pięciu kilometrach jazdy. Wpadamy na rodzaj tutejszego szutru zmieszanego z rozpalonym piachem. Przez pewien czas pedałujemy w kierunku Blue Hole w towarzystwie off-roadów i "pustynnych statków" (tak czasem poeci arabscy określają wielbłądy). Niesamowite zwierzęta… Z obciążeniem 200kg są w stanie w przeciągu doby przebyć 70km. Nawet 25% strata masy ciała w wyniku odwodnienia nie powoduje zgonu, co ponoć jest min. wypadkową owalnych kształtów czerwonych krwinek, które nawet przy skrajnym odwodnieniu i związanym z tym zagęszczeniem krwi są w stanie się między sobą „przeciskać” i cyrkulować w żyłach. Piją wodę tak słodką, jak i słoną. Nozdrza pozwalają przejmować wydychaną parę wodną. W końcu przez ponad tydzień (wg niektórych źródeł nawet do 2 tygodni) wielbłąd jest w stanie funkcjonować bez H2O...

 



Docieramy do Blue. Tłok jak na typowym bliskowschodnim targowisku. Wielbłądy, jeepy, "nurkowicze", językowa Wieża Babel - angielski, włoski, niemiecki, rosyjski, wyrazy zlewają się w niezrozumiałą papkę. Przemykamy bez zatrzymywania się przez ten kolorowy galimatias i wspinamy się na pierwsze niewielkie wzniesienie rzucając spojrzenie za siebie - nazwa tego miejsca nie jest tylko i wyłącznie przenośnią. Błękitna Dziura to jedna z najlepszych lokacji do nurkowania nie tylko na wybrzeżu Morza Czerwonego. 130m głębokości, na koncie ponad 40 ofiar śmiertelnych, z tego też powodu ochrzczona została Cmentarzem Nurków. Nieco dalej mijamy miejsce nazwane The Bells, w którym w ubiegłym sezonie padł polski rekord nurkowania głębinowego (231m). Tutaj chętnych na sprawdzenie swoich możliwości jest już jednak niewielu.

 

 



Zgiełk zostawiamy za plecami i podpinamy się pod główny trakt ciekawym kawałkiem zjazdu. Pustka. Słychać tylko szum fal muskających skalisty brzeg. Uformowany pracą morskich fal techniczny trawers zaczyna swój taniec, lawirując nieregularnymi „eskami” na północ. To jest to! Techniczna, syta jazda i mimo braku przewyższeń mocno wymagająca fizycznie. Bardzo często kluczem do płynnej jazdy jest tutaj utrzymywanie momentu pędu i wykorzystywanie pracy zawieszenia do dynamicznych wyjazdów ze skalnych niecek. Co ciekawe, lawirowanie między skałami pożera mi 110 ze 130mm skoku co powinno dać pewne wyobrażenie o trudnościach „szlaku” ;) Na szczęście odcinki przypominające żywcem downhillowy "rock garden" przeplatane są szybszymi pasażami.

Po kilku kilometrach zaczyna się nam udzielać euforia, którą pewnie wielu fanatyków MTB zna z autopsji. Jazda wyborna, noga podaje, wrażenia potęgują widoki. Ten stan mógłby trwać wiecznie, gdyby nie limitowany zapas sił topniejący w tym klimacie w dość szybkim tempie. Spiekota przypomina o sobie, kiedy bukłaki wysychają...

 

 



Po kolejnych 6 kilometrach intensywnego lawirowania pomiędzy głazami, na horyzoncie pojawia się przylądek Ras Abu Galum. Złoty piasek odbija promienie słońca, w tle majaczą poszarpane pagóry Arabii Saudyjskiej. Niesamowite miejsce. Na pewno jedno z najpiękniejszych jakie miałem okazję odwiedzić na Bliskim Wschodzie. Wbijamy się do wody, w otoczeniu ścian przypominających fiordy. Schładzamy kilkanaście minut rozpalone mięśnie.

Mogłoby to trwać wiecznie, ale chylące się coraz niżej słońce zmusza do powrotu. Wysuszone bukłaki chcemy napełnić wodą zakupioną w tzw. sklepiku. Tzw. sklepikarz znika jednak na kilka minut. Przypadkiem dostrzegam go biegającego jak oszalały po niewielkim przylądku. Przynosi ostatnie 1.5l wody jakie pozostało w wiosce... Jest co prawda chłodniej (38C), ale 1.5 litra to dość skromny zapas na dwoje już i tak odwodnionych zwłok. Powrót jednak idzie nadspodziewanie dobrze. Być może to aura towarzyszącego nam zachodu słońca, malującego czerwienią skaliste wybrzeże Ziemi Saudów...

 

 



Teren opuszczamy z ostatnim blaskiem dnia. Na asfalt wtaczamy się już z czołówkami, gdzieś przed nami w oddali migają światła Dahab. Za plecami zostaje jedna z najlepszych tras jaką miałem okazję jechać...

Trasa: Dahab - Assala - Ras Abu Galum - Assala - Dahab
Dystans: 34km
Średnia prędkość: 8.2 km/h
Czas jazdy: 4h 10min
Kcal: 2900
Temp: 43-38C
Max wysokość: 50m n.p.m.

Zdjęcia: Karolina Kniaź, Sebastian Nagło