Absurd Expedition 2008 - odcinek 3

Drukuj

Siedzę od 15 minut przed monitorem i próbuję napisać parę zdań na temat tego co się wydarzyło, ale jako ciężko mi znaleźć odpowiednie słowa...

...które chociaż w części opisałyby to co wydarzyło się w ostatnim czasie. Po opuszczeniu wioski Tambo w Boliwii udałem się z powrotem do Chile, aby kontynuować jazdę wzdłuż granicy chilijsko-boliwijskiej.

Po ponownym przekroczeniu granicy i dostaniu się do Boliwii dotarłem do pierwszego salaru znajdującego się po tej stronie, tj. Salar de Coipasa. Cała powierzchnia każdego salaru pokryta jest twardą jak skała warstwą soli - widok kosmiczny; to co jesteście tylko w stanie dostrzec to dwa dominujące kolory - biały (sól) i niebieski (niebo). Po opuszczeniu Salaru de Coipasa dotarłem do kolejnego salaru, tj. de Uyuni. Na Salarze de Uyuni spędziłem 3 wschody i zachody słońca. Totalna cisza, dookoła nie ma nic, widoczność na dziesiątki kilometrów w każdą stronę, jesteś totalnie sam - tylko ty i salar; słychać jedynie wycie wiatru wiejącego z potężną siłą...


W pierwszym dniu na Salarze de Uyuni spotkałem Kath i Patty, które kręciły z La Paz w kierunku Argentyny. Na moje pytanie gdzie jadą, odpowiedziały mi, że "do nikąd" i zaproponowały czy nie chcę się do nich przyłączyć (dziewczyny podczas swojej podróży kierowały się mapą wykonaną na kawałku papieru, która została opracowana na podstawie informacji od napotkanych ludzi - po prostu miazga - esencja prawdziwego podróżowania) - nawet się nie zastanawiałem :). Jednego dnia rozbiliśmy z dziewczynami dość wcześnie obóz na salarze tj. około godz 16 – zjedliśmy coś, w międzyczasie dziewczyny zrobiły dla mnie maskę na twarz, która dodatkowo ją chroniła przed bardzo mocnym promieniowaniem słonecznym; kolo 17.00 oddaliliœmy się od namiotów w głąb salaru - każdy z nas usiadł na powierzchni salaru w odległoœci kilkuset metrów od siebie i w takiej pozycji obserwowaliœmy powoli zachodzące słonce oraz to co się wtedy działo na niebie do momentu, kiedy zapanowała całkowita ciemność i cisza (zwykle po zachodzie słońca wiatr przestawał wiać). Wróciliśmy do miejsca w którym rozbiliœmy namioty i przez kolejne 2h w śpiworach na zewnątrz namiotu gapiliœmy się w niebo rozmawiając ze sobą.

Pedałowaliœmy w sumie ze sobą nie więcej niż 48h, a rozstawaliœmy się jakbyœmy podróżowali ze sobą co najmniej rok. Dziewczyny przemieszczały się dalej autobusem do Argentyny. Gdy opuszczały hostel w Uyuni o 5 nad ranem wydawało mi się, że słyszę jakieœ szuranie pod drzwiami pokoju - dziewczyny na pożegnanie zrobiły dla mnie mapę na kawałku pożółkłego papieru na wzór swojej, abym się mógł kierować nią podczas dalszej wyprawy :). Jeden z najlepszych prezentów, jaki otrzymałem do tej pory podczas pedałowania. Obecnie od dwóch dni znajduję się w Uyuni i uzupełniam braki jedzenia zagryzając każde śniadanie, obiad i kolacje półkilogramową paczką herbatników :). Gromadzę zapasy jedzenia na kolejne tygodnie jazdy, uzupełniam zapasy wody i benzyny - za około 3-4 tygodnie powinienem przekroczyć granicę Boliwia - Chile i z powrotem zjeżdżam w dół na pustynie Atacama. Dostęp do netu będę miał w zależności od tego czy będę miał jeszcze wystarczającą ilość jedzenia, aby dostać się przez parę przełęczy do Argentyny (około 300km od granicy Chile-Boliwia - na tym dystansie nie ma absolutnie nic) czy też zakotwiczyć do turystycznego getta, jakim jest San Pedro de Atacama (tutaj bez żadnego problemu znajdę jakąś kafejkę netową).


ciao ciao i do napisania :)
pepe

więcej tu: www.hivermag.pl