Wyprawa rowerowa - Skandynawia - Dom

Drukuj

Po 46 dniach pełnych przeżyć spędzonych 'na drodze', po pokonaniu dróg i bezdroży przez 7 krajów, po ponad 320 godzinach spędzonych na rowerze, dotarłem do domu.

.Z jednej strony o ogromna radość z tego, że mogę wyspać się w swoim łóżku, zjeść prawdziwy, domowy obiad, że już po wszystkim. Z drugiej zaś smutek, że to już koniec, koniec życia w zupełnie innym świecie i czas wrócić do codzienności.

Ostatni etap podróży obejmował przejazd przez Litwę oraz Polskę. Z miejscowości Trakisks, skąd przesyłałem poprzednią relację, ruszyłem na południowy zachód w kierunku granicy z Polską. Kilometry upływały bardzo wolno, gdyż droga prowadziła w kierunku, z którego wiał wiatr. Z tego powodu z prędkością 10 – 15 km/h kierowałem się w stronę miasta Kowno. Kilkadziesiąt kilometrów przed tym miastem, moja opona pękła. Wszystko przez uszkodzoną obręcz koła, z którą już jechałem ponad 1400 km. Do tego wszystkiego jeszcze kolejny raz przebija mi się dętka. Z uszkodzoną oponą udaje mi się dotrzeć do najbliższej miejscowości – Kiedajn. Tam kupuje oponę, obręcz jednak jest za droga, dlatego decyduje, że pojadę dalej z tym, co mam. Ruszam w kierunku wyjazdu z miasta, lecz po chwili spostrzegam iż kolejny raz przebija się mi dętka. Zdenerwowany postanawiam rozbić się gdzieś w mieście. W pierwszym lepszym ogródku pytam o możliwość rozbicia namiotu i pomimo tego iż starszy mężczyzna z którym rozmawiałem, mówił tylko po rosyjsku, czyli w języku którego zupełnie nie znam udaje się mi porozumieć. Tak więc wieczór spędzam na przeglądzie koła, opon, łataniu dętek.

Z rana kolejnego dnia ruszam dalej, wciąż pod wiatr, do tego jeszcze od czasu do czasu pada deszcz. Po głowie chodzi mi tylko myśl, aby udało się bez problemów dojechać do Kowna i tam kupić koło. Po 50 kilometrach docieram i do Kowna. Tam rozpoczynam wędrówkę w poszukiwaniu nowego koła. Kilka godzin krążę po mieście, od jednego do drugiego sklepu. W końcu udaje mi się znaleźć sklep, w którym jest koło, które będzie pasować do mojego roweru. Cena 150 PLN. Proponuje 120 i za taką kwotę kupuje nowe koło i z myślą, że w tym momencie wszystkie moje problemy się skończyły ruszam dalej, kierunek – Polska. Wiatr wciąż nie odpuszcza i wieje bardzo silnie, prosto w twarz, jednak nie poddaje się i jadę powoli do przodu. Następnego dnia, bardzo szczęśliwy docieram do granicy. Pierwszą noc w ojczyźnie spędzam nad jednym z jezior, przez które przechodzi Kanał Augustowski. Dalej jadę przez małe malownicze miasta – Augustów, Pisz, przecinam Puszczę Piską oraz Kurpiowską docierając na Mazowsze. Wisłę przekraczam w Płocku i kieruję się dalej na południe w kierunku Opolszczyzny po to, aby 3 września dotrzeć do mojego rodzinnego miasta – Kluczborka, gdzie kończę moją przygodę.

Jadąc przez Polskę 600 kilometrów, wyklarował mi się również pewien obraz naszego kraju na tle innych państw. Gdybym miał przytoczyć jakąś charakterystyczną rzecz dla Polski, powiedziałbym, że to krzyże. Przydrożne krzyże i kapliczki symbolizujące wiarę lokalnych mieszkańców, szczególnie liczne np. W regionie Kurpiów gdzie czasami co 500 metrów stał krzyż. Raz drewniany, raz wykonany z metalu. Postawiony kilka lat temu, jak i stojący już ponad 100 lat.

Przydrożne krzyże upamiętniające zabitych na drogach. Jadąc przez Szwecję, Norwegię i Finlandię liczbę krzyży upamiętniających osoby, które poniosły śmierć na drodze mógłbym wyliczyć na placach jednej dłoni. Jednak w Polsce czasami na kilkukilometrowym odcinku drogi, mógłbym doliczyć się kilku krzyży i rzeczywiście nie dziwię się temu, gdyż kultura jazdy polskich kierowców jest nieporównywalnie inna niż kierowców skandynawskich. W Norwegii czy Szwecji nie do pomyślenia by było, że pojazd wyprzedza rowerzystę, gdy kierowca ma ograniczoną widoczność i nie ma pewności czy z naprzeciwka nie nadjedzie inny pojazd. W Polsce wręcz odwrotnie, panuję ciągły pośpiech i wielu kierowców nawet nie zwalnia, gdy zbliża się do rowerzysty i zamiast hamulca często używają klaksonu i to nie tylko na głównych drogach, ale także na tych zupełnie bocznych, lokalnych trasach.

Krzyże upamiętniające miejsca walk i męczeństwa narodu polskiego. Historia każdego kraju jest bogata w wiele wydarzeń i burzliwa. Jednak historia naszego kraju jest szczególna, bo obfitująca w wydarzenia tragiczne i aż zaskakujące, że po tym wszystkim, po okresie zaborów, wojny z bolszewikami, okupacji hitlerowskiej, dzisiaj Polska to wolny, dobrze rozwijający się kraj. Szkoda tylko, że tak wiele miejsc upamiętniających wydarzenia i ludzi, którzy ponieśli śmierć po to aby ten kraj był takim jakim jest dzisiaj już niemalże zapomnianych i zaniedbanych.

Obraz Polski jaki wyłonił mi się podczas podróży przez ten kraj to obraz naprawdę interesującego turystycznie kraju, gdzie w każdej większej miejscowości jest coś ciekawego do zobaczenia, a drogi prowadzą często przez gęste lasy, pojezierza, czy malownicze pagórkowate tereny. Kraj jest tym bardziej interesujący, gdyż jak się przekonałem na własnej skórze, nie trudno spotkać gościnnych, sympatycznych, ufnych ludzi, którzy nie tylko zezwolą na rozbicie namiotu w ogrodzie, ale także zaproszą do wnętrza domu, proponując nocleg w jednym z pokojów, choć oczywiście jak wszędzie można spotkać osoby mniej ufne, które twierdzą, że przecież 'dzisiaj to się sąsiadowi nie ufa”.

Reasumując, cieszę się, że mój dom, cel mojej podróży przez tak wiele kilometrów, stoi w tym kraju a nie innym. Pamiętam jeszcze bardzo dobrze moment, gdy byłem kilka tysięcy kilometrów stąd, na północnym krańcu Europy – przylądku Nordkapp i gdy tam padło hasło 'no to wracamy do domu' i mimo wszystkich problemów, często deszczowej, wietrznej pogody, kłopotów z rowerem nigdy się nie poddałem i jechałem dalej, bo dla takich chwil jak chociażby przejazd na rowerze obok tabliczki 'Rzeczpospolita Polska' po 40 dniach podróży i tego nie powtarzalnego uczucia szczęścia i radości można poświęcić naprawdę wiele.

Więcej informacji na: https://www.narowerze.info/

BikeWorld.pl był oficjalnym patronem medialnym wyprawy.