TO (Beskid Niski)

Drukuj

Sucha Homola? Tonąc w coraz głębszym błocisku, zaczynałem się zastanawiać czy na łemkowszczyźnie homola nie znaczy przypadkiem "błoto", a suchy nie znaczy np. "mokry" ;) Okazuje się, że geneza słowa homola

...to coś obłego/połogiego (np. grzbiet górski), a suchy jak to suchy, nie mokry. Jak było na "Suchej" Homoli (708m), fotka powyżej. Fascynujący odcinek jazdy (bez ironii), przytapiania się w kilkucentymetrowej breji, a czasem przedzierania się na dziko przez las w siodełku. Pomimo katastrofalnej ilości błociska na całej trasie, szarganych wiatrem, ochlapywanych deszczem przełęczy, rozmywających się niestety za mgłami panoram, Beskid Niski mnie tak zauroczył, że niebawem MUSZĘ powrócić na wschód... a potem być może pociągnąć gdzieś dalej...

Nie wiem co to jest TO, co mi się tak tam spodobało, ale o tym samym kiedyś wspominał Failo. Niski TO ma. Nie wiem czy to jakiś tutejszy klimat, specyfika terenu, dużo płynnej jazdy, jest po prostu magnetycznie i każdemu kto lubi dłuższe trasy w terenie, Niski musi się (chyba) spodobać. Do tego dochodzi otoczka opuszczonych wiosek łemkowskich, charakterystyczne "gruszkowate" kopuły cerkwi wynurzające głowy ponad doliny, dziesiątki odludnych miejsc... Zapaliło mi się czerwone światełko i mam nadzieję, że uda się poeksplorować to najdłuższe z beskidzkich pasm, sięgające na przestrzeni około 100km aż po Komańczę.



Z pociągu wypadłem w malowniczo zanurzonym wśród pagórów Grybowie. Obok stacji tabliczka niebieskiego szlaku 8.5 - 9h do Hańczowej. Jak typowy wafel, podzieliłem sobie to przez 3 i spodziewałem się, że za 3 godzinki ujrzę Góry Hańczowskie. No i po trzech godzinach jazdy byłem w tzw. czarnej duszy, grzęznąc pod Homolą. Do Hańczowej z trudem dobiłem po ok. 4h, z tymże musiałem zrezygnować z jazdy niebieskim do końca przez Wierch Bordiów, skracając część trasy asfaltowym zjazdem z Czarnej. Przyznaję, że w takich warunkach jeszcze nie jeździłem (przedwiośnie w Makowskim na tle tych warunków to zabawa). Słyszałem co nieco o bieszczadzkim błocie i od zawsze był to dla mnie synonim ekstremy w brązowej mazi, ale nie spodziewałem się takiej młócki już tutaj. Po raptem 40km terenem (1400m przew.) byłem skasowany tak, jak po ubiegłotygodniowej 150 kilometrowej trasie asfaltowymi przełęczami Gorców i Wyspowego.

Niski pokazał zmienne oblicze, obok tak drastycznych odcinków jw., znalazło się miejsce na perełki typu dwukilometrowy zjazd singlem z Chełma do Wawrzki. Poetica singlowa. Poza tym bania bez szlaku bez dotknięcia hamulców na wskroś hal z Białej Skały (903m) do nieistniejącej wioski Bielicznej, kilka fajnych przelotówek dolinami wzdłuż szemrzących potoków.

 




Trasę terenem skończyłem po zjeździe z Białej Skały, zapas czasu co prawda był i wystarczyłoby może na wdarcie się na Lackową (997m, najwyższy szczyt polskiej części BN), ale z otoczonym złą sławą zachodnim ramieniem (według opisów piechurów "najstromszy odcinek w polskich Beskidach") chciałbym się zobaczyć mając chwilę czasu na przymiarki. W każdym razie z Bielicznej przez Izby i Czerteżne spokojnie potoczyłem się na PKP. I właśnie na koniec dnia słońce wynurzyło się zza chmur malując Niski pięknymi barwami. Może trochę szkoda, że przez większość dnia towarzyszyły mi mgły, zacinająca po oczach mżawka, a z drugiej strony nie narzekam, bo naprawdę zauroczył mnie ten wycinek Beskidów.

Trasa: Grybów (330m) - niebieski szlak - Chełm (780m) - Wawrzka - Tania Góra (576m) - Flasza (663m) - Sucha Homola (708m) - Homola (712m) - Czarna - Hańczowa - czerwony szlak - Ropki / Kudak - żółty szlak - Przełęcz Prehyba - Biała Skała (903m) - Przełęcz Prehyba - Bieliczna (nieistniejąca wieś) - Izby - Banica - Śnietnica - Brunary - Florynka - Grybów
Dystans: 76km
Przewyszenie: 1400m
Czas jazdy: 6:35