Singletrackowe opium

Drukuj

Singletrack. Magiczne Słowo wywołujące dziką radość na twarzy każdego moutain bikera. Singletrack wiodący lasami, ześlizgujący się kamienistą granią albo przecinający szerokie hale zawieszone gdzieś wysoko nad dolinami...


marzenie. Marzenie, za którym przebywa się czasem setki kilometrów po górach. Ale kiedy się nań trafi...

...a marzenia czasem się spełniają. 1670m npm. Wierzchołek Malego Krivania w Małej Fatrze. Po horyzoncie rozlewają się szczyty, 360 stopni dookoła jak morskie fale przepływają kolejne pasma, Kysucke Beskidy, Sulovske Vrchy, Lucianska Fatra, Velka Fatra, Chocske Vrchy, Nizke Tatry, do absolutu brakuje tylko Tatr Wysokich schowanych tym razem w chmurach. Wspinaliśmy się, głównie wypychający sprzęt, przez dobrych kilka godzin. Dla samych wrażeń wizualnych było warto przelać kilka litrów potu, ale granią na Sedlo Priehyb (1462m npm) ześlizguje się elektryzująca myśli biała, wąska nitka singletracka przecinająca agresywnie zielone fatrzańskie hale. Dopinamy klamry plecaków, ostatnie tuningowe poprawki hamulców i nurkujemy w dół.



Po prawej stronie tylko kilka metrów od linii zjazdu rzuca się w przepaść zachodnie zbocze Małego Krivania - Pripor, wąska ścieżka lawiruje pomiędzy kosodrzewiną, by po chwili wytrzelić na otwartą przestrzeń, poezja.

Płyniemy w dół balansując - jak to zabawnie określił kiedyś tłumacz pewnej polskiej stacji TV - "wąskim szlakiem pojedynczym" (...czyli singletrackiem). Stan totalnego hipnotycznego "stopienia się" ze ścieżką. To jest właśnie ta czczona przez mountain bikerów z religijnym uniesieniem magia singli. Wapienne skałki potęgują frajdę - pierwszy skalny odcinek nie nastręcza problemów, przy drugim zatrzymujemy się. Wariant z minięciem skalnego cypla na skraju grani podnosi pulsik. Dalej moment chłosty w wąskim tunelu kosodrzewin. Tunel wije się eskami i wystrzeliwuje nas na kolejny krótki odcinek skałek, po którym następuje już tylko szpula w dół z na przełęcz. Ten fragment zjazdu z Krivania do przełęczy napakowany do oporu atrakcjami. Intensywna jazda. Widoki gromią zmysły. Zielone hale, kontrastujące z nimi delikatnie błękitne niebo, wyobraźnia szkicuje linię freeride'owego zjazdu na dziko do Sucianskiej Doliny. Propozycja padła i będzie to kiedyś trzeba uskutecznić.

Tym razem z Sedla Priehyb odbijamy w niebieski szlak, który kapitalnie płynie sobie odnogą głównej grani zawieszony ponad dolinami. Coraz niżej wiszące nad horyzontem słońce zaczyna ubarwiać hale. Ciąg dalszy niebiańskiego singielka, który wywija zygzaki, by za chwilę przeciąć przepiękną halę lub zanurkować w lesie. Ścieżka przyspiesza, to znów lądujemy na technicznych sekcjach. Czekaliśmy na taki zjazd być może cały sezon. The Holy Trail, o którym można śnić, tym razem na jawie. Na Prislopku bilans zamykamy kilkoma kontrolowanymi, mniej lub bardziej, wysypami. Kota 1140m npm, do Krasnianów wciąż kawałek drogi, 700m spadku pionowego, do tej pory przewinęliśmy już 500m. Chwilo trwaj.

 



Dolna część zjazdu niezgorsza. Znów trochę technicznych fragmentów, dwukrotnie teren wymusza niewielkie piwoty na przednim kole, co w polskich górach zdarza się raz na ruski rok, tutaj trzeba być gotowym na nonstopie. Końcówka to już banalna szpula szeroką drogą z Doliny Kur do Krasnianów, wieczorny wiaterek indukowany pędem turlikających się naszych maszyn orzeźwia po kilku godzinach wnoszenia sprzętu na szczyt (warto warto było), a potem kapitalnym zjeździe.

Singletrackowe opium, 1000metrów spadku pionowego samego singletracka - ze szczytu Malego Kirvania około 5km długości. Smaczku dodał przedwieczorny klimat, element zaskoczenia szlakiem, którego nie spodziewaliśmy się kompletnie. Mam nadzieję, że już gdzieś na nas czeka kolejny nieznany odcinek singletracka, kolejna poezja jazdy najpiękniejszą formą szlaku dla niejednego mountain bikera...