U źródeł Wisły - Beskid Śląski

Drukuj

Starte do zera dzień wcześniej okładziny w tylnym hamulcu i ponad godzinna, telefoniczna rozmowa rekrutacyjna wpłynęły na lekką zmianę planów.

Zamiast od razu, wcześnie rano uderzyć na szlak, dopiero po 12:00 szosą nr 69 wyruszyliśmy w kierunku Żywca. Nasz informator się nie mylił. Szybko znaleźliśmy w podanym przez niego miejscu sklep rowerowy, wymieniliśmy klocki i ruszyliśmy na spotkanie przygody.

Pobieżna analiza poziomic na niebieskim szlaku startującym za Lipową przekonała nas o słuszności wyboru innej trasy. Woleliśmy jechać dłuższą, ale przejezdną trasą, niż targać rowery na plecach. Z mapy wynikało, że na szczyt Skrzycznego, można spokojnie wyjechać droga służącą leśnikom do zwożenia drewna. Nie wahając się zbyt długo wybraliśmy właśnie tę opcję i kilkukilometrowym, wijącym się serpentynami podjazdem rozpoczęliśmy wspinaczkę na jedną z najbardziej znanych gór w okolicy i jednocześnie najwyższy szczyt Beskidu Śląskiego. Pogoda dopisywała. Z pokrytego pojedynczymi chmurami nieba zerkało na nas słonce. Nie było jednak zbyt gorąco, dlatego podjeżdżanie szło nam całkiem sprawnie.



Tuż przed szczytem, nad okolicę nadciągnęła wielka, czarna chmura. W ostatnim momencie ukryliśmy się w schronisku, dzięki czemu udało nam się uniknąć istnego oberwania chmury, jakie przeszło nad Beskidami. Na szczęście trwało tylko kilka minut i nie zamieniło górskich szlaków w błotne potoki. Wsunęliśmy więc po kanapce z pysznym smalcem i ruszyliśmy ku źródłom największej polskiej rzeki.

 




Zielony szlak ze Skrzycznego to prawdziwy raj dla rowerzystów górskich. Oferuje wszystko to, co w turystyce najważniejsze, a mianowicie zróżnicowaną pod względem technicznym, szeroką jak na beskidzkie warunki ścieżkę oraz niezapomniane widoki na otaczające góry. W lekkie przygnębienie wprowadzają jednak mocno zniszczone i przerzedzone lasy, z wieloma suchymi, sterczącymi kikutami. Przyczyn tej ekologicznej klęski jest wiele, począwszy od rabunkowej gospodarki leśnej zapoczątkowanej jeszcze w średniowieczu, przez zatrucie środowiska i plagi szkodników. Leśnicy robią co mogą i miejmy nadzieje uda im się uchronić przed zagładą nasze wspólne naturalne dziedzictwo. Oby nie powtórzył się sudecki scenariusz…

 

 



Jednym z ciekawszym miejsc na trasie jest Malinowska Skała. Szczyt ten słynie ze zbudowanej z kwarcowych zlepieńców, wyrzeźbionej przez procesy wietrzenia skały. Jest to obowiązkowo miejsce na fotkę, dlatego i my zatrzymaliśmy się tam, żeby trochę popstrykać.

 



Było już po 17, do zachodu słońca zostało nam ok. 2 godzin. Żeby jeszcze zaliczyć Baranią Górę musieliśmy się nieźle sprężać. Przez Zielony Kopiec dotarliśmy do Magurki Wiślańskiej, skąd rozpoczęliśmy ostateczny atak na szczyt. Nie ujechaliśmy jednak nawet 500 m, a Maciek złapał laczka. Tego nie było w planie;). Operujące dość nisko nad horyzontem słońce mocno przyspieszyło nasze ruchy i wymiany dętki dokonaliśmy w niezłym nawet jak na wyścig czasie. Można było jechać dalej!

 



Tuż przed szczytem szlak jest dość mocno zniszczony i nie wszystkie odcinki są przejezdne. Końcówka prowadzi wąską ścieżką po świerkowych korzeniach. Nie da się ukryć, że w takich warunkach full zyskuje zdecydowanie nad sztywniakiem. Można spokojnie siedzieć na tyłku i mielić z miękkiego.

 

 



Barania Góra jest drugim co do wysokości szczytem Beskidu Śląskiego. Bardziej znana jest jednak jako miejsce, w którym swój początek bierze Wisła. Dwa górskie potoki, Czarna i Biała Wisełka wpadają do Jeziora Czerniańskiego, z którego wypływa Królowa Polskich Rzek. Nie mieliśmy niestety już czasu ich jednak poszukać. Zdążyliśmy tylko wyjść na stalową wierze widokowa i rzucić okiem na otaczające nas szczyty skąpane ostatnimi promieniami zachodzącego słońca.

 



Nie uśmiechało nam się zjeżdżać nocą, dlatego za wszelką cenę staraliśmy się dotrzeć do asfaltu zanim zupełna ciemność ogarnie góry. Po kilkuset metrach zielonego szlaku odbiliśmy ostro w lewo i podążaliśmy za coraz gorzej widocznymi czarnymi znakami. W takich momentach szczególnie docenia się dobrodziejstwa odbiornika GPS, dzięki któremu jechaliśmy jak po sznurku. Najbardziej utkwił mi w pamięci wąski odcinek wijący się miedzy wielkimi świerkami. To tak musieliśmy na chwile przystanąć, żeby schłodzić Maćkowe tarcze.

 

 



W końcu dotarliśmy do szosy. Odpaliliśmy jedyny zestaw świateł jaki mieliśmy i już zupełnie po ciemku, niebieskim, rowerowym szlakiem przez Milówkę dojechaliśmy na naszej bazy w Węgierskiej Górce. Pssss… - dźwięk otwieranych puszek oznajmił koniec kolejnej udanej wycieczki. To był kawał dobrej, rowerowej roboty, a zimny Żywczyk był najlepszą nagrodą – bezalkoholową oczywiście ;).

 

 

 

 

Punkt po punkcie
Węgierska Górka - Żywiec - Lipowa - Skrzyczne (1257m) - Malinowska Skałka (1152m) - Magurka Wiślańska (1140m) - Barania Góra (1220m) - Złatna - Milówka - Węgierska Górka
  
Dystans
75 km
  
Data
08.08.2007
  
Skala trudności (1-5)
3,5
  
Mapa

 

 


Jeżeli sami chcielibyście przejechać opisywana trasę lub zorganizować inną wycieczkę w tych okolicach polecamy mapę Beskid Śląski, Żywiecki, Mały (skala 1:100000, wydanie 1, rok 2007) wydawnictwa Compass.

Mapa obejmuje obszar od Cieszyna na zachodzie po Maków Podhalański na wschodzie oraz od Kętów na północy po Namestovo na południu. W informatorze - wybrane, ciekawe miasta i miejscowości, miejscowe atrakcje, zabytki, muzea. Opisy również w angielskiej wersji językowej.

Więcej informacji na stronie firmy Compass: https://compass.krakow.pl



Foto: Maciek Łuczycki, Adam Piotrowski