Sto procent - pasmo Policy

Drukuj

"Sto procent Enduro!" - tak powie każdy, kto odwiedzi Pasmo Policy. Nie bez kozery to miejsce na skraju Beskidu Żywieckiego ma status "kultowego".

Mówiąc krótko, w tej skromnej, dwudziestokilometrowej pętli zawarte jest wszystko, czego szukamy podczas górskich wypadów: kręte singletracki najeżone korzeniami, techniczne trawersy wymagające perfekcyjnego balansowania ciałem, uskoki z ogromnych głazów, strome ścianki oraz szybkie, płynne przeloty po ścieżkach. No i widoki, widoki, o które trudno gdzie indziej!



Charakterystyka:
Typ trasy: górska
Skala trudności: P2/P3 - średnia (strome, wymagające technicznie odcinki, preferowana pełna amortyzacja, konieczne obycie w górskim terenie)
Dystans: ok. 20 km

 

 

Podejście na Halę Śmietanową – mozolny początek.


Pod Pasmo Policy dojeżdżamy przez Zawoję – najdłuższą wieś w Polsce. Trzeba przyznać, że listonosz nie może narzekać tu na brak roboty! Sama nazwa "Police" pochodzi od określenia półki, na której w bacówce trzymano sery. Niestety, na naszej trasie raczej nie natkniemy się na górskie chaty. Kolejną ciekawostką jest fakt, że wzdłuż grzbietu (czerwonym szlakiem) przebiegała w latach 1918-1920 granica polsko-czechosłowacka.

Wycieczkę zaczynamy w Zawoi Podryzowanej. Samochód najlepiej zaparkować przy karczmie Styrnol (jej spora i trudno ją przegapić). Ruszamy asfaltem w górę miejscowości, po lewej stronie drogi wypatrujemy zejścia żółtego szlaku pieszego, które powinno pojawić się po chwili.

 

 

 

 

Soczysty singiel z Hali ŚmietanowejStromizny to znak rozpoznawczy niebieskiego szlaku.


Strome, wąskie schodki prowadzące w dół do kładki przy strumyku od razu wrzucają w akcję, nie ma leniwych przejazdów przez łąki, tutaj góry uderzają nas prawym prostym prosto między oczy. Przekraczamy strumyk (uwaga, ślisko niezależnie od pory roku!) i podążamy za żółtymi znakami. Kierujemy się kamienną ścieżką w górę. Kawałek wypychu, ale nie ma co marudzić, zjazd tędy będzie pyszny!

Docieramy do skrzyżowania szlaku żółtego ze "stokówką". Gdybyśmy zdecydowali się jechać właśnie nią (gładka szutrówka może niektórym wydawać się kusząca), to na końcu zmuszeni byśmy byli wdrapywać się z rowerami w górę stoku na Mosornym Groniu, co nie wydaje sie najlepszą opcją. Jedziemy zatem dalej żółtym szlakiem. Jest on w zdecydowanej większości podjeżdzalny i nie forsuje zbytnio nawet największych uphillowych leni.

 

 

Wyjeżdżamy z lasu, a po naszej prawej stronie majestatycznie spogląda na nas Królowa polskich Beskidów: Babia Góra. Znajduje się ona dosłownie na wyciągniecie ręki – jest oddzielona jedynie przez Przełęcz Krowiarki. My jednak jedziemy dalej i zaraz mijać będziemy Mosorny Gron (1047 m). Nie musimy wjeżdżać na szczyt (chyba, że komuś bardzo zależy). Gdy ponownie wjedziemy do lasu, ścieżka stanie się bardziej stroma. W pewnym momencie żółto-niebieski szlak skręci mocno w lewo i poprowadzi radykalną stromizną ku górze. Ignorujemy to odbicie i dalej podążamy ścieżką, inaczej czekałby nas mozolny wypych. Trzymamy sie głównej drogi, by po pewnym czasie dobić do czerwonego szlaku. Tu skręcamy w lewo i po chwili zmagań na kamienisto-korzennych podjazdach, które wystawią na próbę przyczepność naszych opon, dotrzemy na Halę Śmietanową (1298 m).
 

Istna gratka dla pożeraczy widoków.


Na tym skrzyżowaniu szlaków wchodzimy ponownie w żółty, rozpoczynający się wąskim singlem wyściełanym korzeniami. Nie dajcie jednak się ponieść zastrzykowi adrenaliny – po chwili traficie na rozwidlenie - odbijamy w prawo i jedziemy niebieskim! Pojawią się głazy, które zechcą nas wysadzić z siodła, ale po takie wyzwania tutaj przyjechaliśmy. Trochę luźnych kamieni, ale nie jest to typowa "beskidzka rąbanka". Zjeżdżamy stromym zboczem aż do skrzyżowania z zielonym szlakiem. Skręcamy w prawo, siodełko wędruje w górę i rozpoczynamy odzyskiwanie utraconej wysokości.

 

 

Zbocza pasma usiane są wysuszonymi wiatrołomami.Głodny singli? Najesz się do syta!


Po pewnym czasie wyjedziemy spomiędzy drzew i pokaże się nam wspaniała panorama leżącej u stóp góry Zawoi oraz całego Beskidu Makowskiego. Taki widok w zalesionych Beskidach jest stosunkowo rzadki i robi naprawdę niezłe wrażenie! Tymczasem ścieżka wypłaszcza się i ponownie zamienia w wąski singletracki, a my doświadczamy tego, co tak naprawdę liczy się na Paśmie Policy. Korzenie i głazy tworzą coraz to nowe stopnie, które staramy się pokonać "z siodła". Do tego strumyki co chwilę przecinające szlak nie poprawiają sprawy i wydatnie zmniejszają przyczepność opon.

 

 

 

Momentami posuwamy się w iście żółwim tempie, ale na tym ta zabawa właśnie polega. Jedziemy niemal po płaskim, ale szlak wyciska z nas więcej energii niż niejeden podjazd. Uwaga, trafimy też na dwa dość eksponowane miejsca, które mniej wprawnych riderów mogą wysłać ładne kilka metrów w dół! Wreszcie wjeżdżamy w las, ścieżka staje się odrobinę szersza, a my dociskamy kierownicę w kolejnych zakrętach po korzennych dywanach. Pełen flow w akompaniamencie sapiących amortyzatorów, które spieszą się, by zaabsorbować kolejne przeszkody. Endorfiny uderzają do głowy z taką siłą, że aż trudno złapać oddech!

Dobijamy do szlaku czerwonego. Mamy do wyboru: zjechać do schroniska PTTK na Hali Krupowej (przed siebie), gdzie możemy spróbować między innymi pysznego żurku, lub skręcić w prawo i podjeżdżać na Policę (1369 m). Podjazd urozmaicony, sporo korzeni, chwilami rąbanka, która może nas zmusić do prowadzenia rowerów. Sam szczyt usiany jest suchymi wiatrołomami. Nieopodal polany na Policy zobaczymy krzyż upamiętniający ofiary katastrofy lotniczej z 1969 roku.

 

Pętla na Policy zachwyci o każdej porze roku.


Podążamy czerwonym szlakiem. Jest on szerszy od żółtego, ale też dostarczy wiele wrażeń: lekkie nachylenie zachęca do ciągłego dokręcania, przeskakujemy od jednej kamiennej sekcji do drugiej, przelatujemy nad korzeniami... po prostu szał. Miejmy się jednak na baczności, bo mniej więcej w połowie drogi trafimy na całkiem pokaźny kamienny próg, znany m.in. z filmu Enduro Me. Nieodpowiedni najazd na niego może zakończyć się bardzo efektownym OTB!

 

Trafią się też nam fragmenty podjazdowe, ale są one bardzo krótkie. Na Halę Śmietanową wracamy szybciej, niż byśmy się spodziewali. Wjeżdżamy w znany nam - oznaczony kolorem żółtym - tunel, ale tym razem trzymamy się lewej strony. Po serii korzonków ujrzymy innego bohatera Enduro Me: tak zwaną "rynnę". To nic innego, jak długa, stroma ścianka z wydrążonym przez deszcz rowem idącym przez sam środek - jak zobaczycie, łatwo do niego wpaść, ale gorzej wyjechać. Żeby było ciekawiej, towarzyszyć nam będą istne kaskady korzeni. Zabawa murowana. Jeśli wycieczka wypadnie Wam w okresie deszczy, to stopień trudności rośnie geometrycznie. Tak czy siak, jest to zjazd obowiązkowy dla każdego miłośnika "męskiego" Enduro.
 

Wskaźnik endorfin pokazuje „Max” – możemy wracać do domu.


Lecimy szybko dalej w dół żółtym, kilka naturalnych band i muld, i już wdrapujemy się na Mosorny Groń. Warto zatrzymać się i chociaż przez chwilę pokontemplować majestat Babiej Góry. Gdy nabierzemy znowu ochoty na jazdę, ruszamy na trasę DH, rozpoczynającą się na drewnianym speedboxie. Po przebiciu się przez kamienną sekcję i zaliczeniu kilku band trasa powinna skręcić w prawo, w las. Tam skręcimy i my, lecz dalej jedziemy już nieoznaczoną ścieżką. Prowadzi ona równolegle do żółtego szlaku, lecz pozwala pokonać ten dystans w ciekawszy sposób niż nudnawą szutrówką. Po chwili lądujemy na szlaku. Nabieramy prędkości, przelatujemy przez kamienno-korzenne strome sekcje i… już jesteśmy przy strumieniu, przy którym rozpoczynaliśmy dzisiejszą przygodę. Szybko zleciało?

Tę pętlę zdecydowanie można polecić wszystkim, którzy szukają czegoś w konwencji „minimum kilometrów-maksimum wrażeń”. Single Policy to doskonały poligon bojowy dla każdego - zarówno tych doświadczonych, jak i dopiero rozpoczynających swą karierę miłośników Enduro, o ile ci drudzy są gotowi sprowadzić rower w newralgicznych miejscach.