Vuelta po 7. etapie

Wypowiedzi i komentarze po 7. etapie Vuelta a Espana

Drukuj
Vuelta a Espana,Cannondale,Alessandro De Marchi
Alessandro de Marchi (Cannondale) po udanej ucieczce wygrywa 7. etap Vuelta a Espana. Sirotti

Piątkowy sukces Alessandro de Marchiego na 7. etapie Vuelty to nie tylko piękna wygrana etapowa, ale i wyjątkowa dedykacja zwycięstwa dla legendarnego włoskiego trenera – Alfredo Martiniego. Nie obyło się też bez małych kontrowersji.

7. etap Vuelta a Espana to oczywiście przede wszystkim ucieczka Alessandro de Marchiego (Cannondale) zakończona sukcesem. Włoch z czwórki uciekinierów (poza nim uciekali Hesjedal, Tschopp oraz Dupont) okazał się najlepszy i samotnie minął linię mety, unosząc ręce w geście tryumfu. Włoch finiszując wskazywał również palcem niebo, co jak się okazało było piękną dedykacją zwycięstwa dla zmarłego w poniedziałek włoskiego trenera Alfreda Martiniego.

Miałem szczęście w finale. Miałem jedną szansę aby rozegrać końcówkę i zrobiłem to. Start był szybki i wiedziałem, że muszę poczekać na wspinaczkę, aby przeprowadzić jedyną możliwą próbę ataku. Miałem szczęście. Nie wygrywam dużo, bo zazwyczaj pracuję dla drużyny, nie mam więc zbyt wiele dni dla mnie. Kiedy przyjdzie już taki dzień jak dziś, muszę rozegrać go najlepiej jak się da. Tour był ciężkim wyścigiem, próbowałem wiele razy ale taki jest los. Teraz na Vuelcie wygrałem i jestem szczęśliwy. Muszę podziękować mojej drużynie. Dedykuję ten sukces im oraz Alfredo Martiniemu. 

- mówił po etapie Alessandro de Marchi.

Piątkowy etap był nerwowy w obozie zespołu Sky. Przed pierwszym dzisiejszym podjazdem upadek zaliczył Chris Froome, co wszystkim od razu przypomniało dramatyczne wydarzenia z ubiegłego Tour de France, z którego Froome był zmuszony się wycofać z powodu kontuzji ręki. 

Czuję się dobrze, ale zdecydowanie idzie odnieść wrażenie, że jak już przychodzi pech to więcej niż jeden raz. W gruncie rzeczy czuję się w porządku i myślę, że wyszedłem z tego wszystkiego bez szwanku. To dobrze, że kolejny dzień za nami. Kraksa nastąpiła, kiedy kolarz Giant-Shimano jadący przede mną zszedł do lewej. Próbowałem uniknąć kontaktu, ale upadłem. Po wszystkim chłopaki narzucili dobre tempo i dociągnęli mnie z powrotem. Goniliśmy dobre 15 km zanim wróciliśmy do peletonu. Później chłopaki również zrobili dla mnie świetną robotę – opiekowali się, kryli i ustawiali w dogodnej pozycji przez resztę dnia. 

- wspominał Christopher Froome

Upadek Frooma nastąpił w nieco nieszczęśliwym dla niego momencie, ponieważ na pierwszym wzniesieniu nastąpiły kolejne (było ich dziś bardzo dużo) próby odjazdu i zawiązania ucieczki. Niektórzy zarzucali liderowi wyścigu – Alejandro Valverde oraz ekipie Movistar, że specjalnie narzucali oni mocne tempo, aby zgubić Frooma. Plotki te jednoznacznie natomiast zdementował po etapie sam Valverde:

Kiedy dowiedzieliśmy się, że Froome upadł, reagowaliśmy jedynie na ataki innych, które miały już miejsce. Nigdy nie pojechalibyśmy tak, żeby w tej sytuacji wykluczyć Froome'a. To był wypadek i trzeba to uszanować.

Opinię o próbach zgubienia lidera Sky dementował również Alberto Contador (Tinkoff Saxo):

Minutowa strata Froome'a wynikała z mechanicznych problemów, a nie z tego, że ktoś zaczął ciągnąć z przodu peletonu. 

Alejandro Valverde wspomniał również o jutrzejszym etapie, który może przynieść kolejne niebezpieczeństwa.

To był bardzo niebezpieczny etap z wieloma upadkami. Jutro jest również niebezpieczny etap z bocznymi wiatrami, ale jestem liderem, więc ciągle muszę być z przodu, gdzie ciężej jest zaplątać się w kraksę.

- mówił Hiszpan. 

Jutrzejszy etap to w rzeczywistości kolejny tzw. etap przelotowy. Zawodników czeka najdłuższy podczas tej edycji etap. Liczący 207 km odcinek poprowadzony z Baeza do Albacete będzie jeszcze jedną szansą dla sprinterów, aby powalczyć o etapowe zwycięstwo. Dla kolarzy walczących o klasyfikację generalną, sobota stanowić będzie chwilę odpoczynku, przed kolejnym ciężkim etapem, który nadejdzie już w niedzielę.