5. Puchar Świata oczami Mai

Drukuj

Puchary Świata w Kanadzie to zupełnie inna bajka w stosunku do tego z czym przychodzi nam się zmierzyć w Europie. Nawet uchodzące za niezwykle trudne trasy w Offenburgu i Houffalize to przy tym co zastaliśmy w Mont Saint Anne stają się banalne, a w Polsce próżno nawet takich szukać.<br />

Puchary Świata w Kanadzie to zupełnie inna bajka w stosunku do tego z czym przychodzi nam się zmierzyć w Europie. Nawet uchodzące za niezwykle trudne trasy w Offenburgu i Houffalize to przy tym co zastaliśmy w Mont Saint Anne stają się banalne, a w Polsce próżno nawet takich szukać.
Niezwykle ciężkie podjazdy, obfite w korzenie, skały i ostre zakręty oraz oczywiście wymagające zjazdy – esencja kolarstwa górskiego. Nawet dla najlepszych „górali“ bezbłędne pokonanie tej trasy to wyzwanie. Organizatorzy pomyśleli też o kibicach, którzy wielokrotnie mogli podziwiać kolarzy przemieszczając się zaledwie w obrębie 200 metrów. Do tej rundy pasuje mi tylko jedno słowo – ideał.

Mimo kilku problemów podczas treningów bardzo przypadła mi ona do gustu. Byłam przekonana, że bez problemów znajdę się w pierwszej piątce, a jak wszystko dobrze się ułoży to może nawet powalczę o zwycięstwo. Aż tak dobrze jednak nie było. Wyścig skończyłam na ósmym miejscu – teoretycznie bardzo dobrym, tym bardziej, że z niewielkimi stratami (dwie minuty do drugiej Iriny Kalentievej), jednak zdecydowanie poniżej włanych oczekiwań i ambicji. Ale od początku...


Niedziela przywitała nas pochmurnie i niemal pewne było, że nie unikniemy deszczu. Ten zaczął padać już na starcie, więc trasa z rundy na rundę stawała się coraz bardziej wymagająca. Pierwsze okrążenie należało do Kanadyjek – Catherine Pendrel oraz Marie Helen Premont. I o ile ta pierwsza jechała coraz lepiej oderwawszy się od reszty rywalek, o tyle druga słabła z każdym kilometrem ostatecznie finiszując na 10 miejscu. Za Pendrel jechała Irina Kalentieva, przez moment Fullana (która podobnie jak na Mistrzostwach Europy nie radziła sobie z błotem i skończyła wyścig 22) oraz Willow Koeber.W grupie „pościgowej“ znalazłam się ja, Premont, Katerina Nash i Elisabeth Osl, choć sytuacja na trasie zmieniała się jak w kalejdoskopie. Nash wysunęła się na trzecią pozycję, Premont została z tyłu, a do mnie i Osl dojechała Lene Byberg, która wyraźnie rozkręcała się z końcem wyścigu. Ja cały czas wierzyłam, że uda mi się przebić do pierwszej piątki, jednak wyraźnie to nie był mój dzień. Musiałam jeszcze uznać wyższość Amerykanki Geaorgi Gould i zaakceptować ósmą lokatę. Jak teraz – na chłodno – o tym myślę, to przy gorszym samopoczuciu taki rezultat jest naprawdę niezły. No i jak napisał mi mój dobry przyjaciel, najważniejsze, że tam gdzie się to naprawdę liczy mnie nie brakuje. I gorąco wierzę, że „nie zabraknie mnie“ w Australii.


A w Mont Sainte Anne świetnie odnalazła się moja teamowa koleżanka z CCC Polkowice, Ola Dawidowicz, która finiszowała zaledwie pół minuty za mną – na dziewiątej pozycji, jednocześnie wygrywając rywalizację do lat 23. Została też liderką tejże klasyfikacji co jest jej olbrzymim sukcesem. Świetnie pojechała też Ania Szafraniec – 12 i Madzia Sadłecka 19.
Podsumowując – mimo mojego lekkiego niezadowolenia – nasz występ w Kanadzie był bardzo udany. Moja „ósemka“, piękny wynik Oli oraz drużynowe drugie miejsce CCC Polkowice(za niesamowitą tego dnia Luną) to rezultaty, których całe środowisko nam gratuluje. Jako reprezentacja Polski też zaprentowałyśmy się znakomicie, zbierając mnóstwo punktów do kwalifikacji olimpijskich. Oby takich występów było jak najwięcej! Z Mont Saint Anne wracamy także bogate w kolarskie doświadczenia i cenną znajomość tej fantastycznej trasy na której za rok rozegrane zostaną Mistrzostwa Świata.

W wyścigu panów bez niespodzianki – Julien Absalon znów najlepszy.

Foto: Andrzej Piątek