Maja Włoszczowska

Wywiad po mistrzostwach świata

Drukuj

Z Mają Włoszczowską nie jest łatwo. Gdy już chcielibyśmy ją spisać na straty, po wielu nieudanych startach powraca do ścisłej światowej czołówki.

Piąte miejsce na mistrzostwach świata daje nie tylko nadzieję na dobry rezultat podczas Igrzysk Olimpijskich ale również na odrodzenie się naszej najlepszej zawodniczki mtb.
 

bikeWorld.pl:

Przed sezonem 2007 oczekiwaliśmy, że będziesz regularnie walczyła o podium. Po części sama to zapowiadałaś. Tymczasem od tego czasu jakoś nie możesz wrócić na szczyt. Sprawdziliśmy: ostatni raz w pierwszej dziesiątce pucharu świata byłaś rok temu w Offenburgu. Pamiętasz jeszcze, jak to jest walczyć o czołowe lokaty z najlepszymi zawodniczkami?

Maja Włoszczowska:

Na szczęście jestem po Mistrzostwach Świata, na których udało mi się przełamać ostatnią złą passę i walczyć z najlepszymi. Jeszcze niedawno faktycznie wszystko wyglądało niepokojąco... Ubiegły sezon był dla mnie kompletnie nieudany. Nie była to kwestia formy, bo ta była całkiem niezła. Na każdej imprezie tak bardzo chciałam walczyć o podium, że panikowałam, co kończyło się upadkami. To z kolei wykluczało mnie w walki z najlepszymi. W tym sezonie liczyłam na to, że wszystko wróci do normy, zdecydowanie poprawiłam swoje nastawienie psychiczne. Tymczasem początek sezonu był w moim wykonaniu przeciętny. Bardzo dobrze pojechałam wyścig etapowy w Zamościu – dzięki mojemu zwycięstwu na Igrzyskach mamy jedno miejsce dla polskiej zawodniczki na szosie. Później pechowy Puchar Świata w Houffalize i przyzwoity wynik w Offenburgu. Ale to nie było to, czego się wszyscy (w tym ja) spodziewali. Być może właśnie przez te starty na szosie (wszystkie płaskie) wpisane w grafik ze względu na kwalifikacje olimpijskie później na wyścigach MTB zabrakło siły, którą można wytrenować tylko w górach. Ale to tylko jedna z teorii.
Najważniejsze, że do Mistrzostw Świata przygotowywaliśmy się według sprawdzonych metod, trenowaliśmy sporo w górach i dało to pożądane efekty. Przyznam, że ten wynik był mi bardzo potrzebny, bo pomału sama zaczynałam wątpić w swoje szanse na medal w Pekinie. Teraz wiem, że cały czas „jestem w grze”.

bW: Przypomnienie poprzednich sezonów nie było bezpodstawne. Chcielibyśmy zapytać o rzecz, być może przykrą, ale ważną. Jak czuje się zawodniczka, która będąc jedną z największych nadziei tego sportu ma niemal dwa tak wyraźnie gorsze od poprzednich sezonów?
M.W.: Jak mówiłam, w tym roku mam zdecydowanie lepsze nastawienie niż w latach ubiegłych. Dlatego do wszystkiego staram się podchodzić ze spokojem. Oczywiście mnie samą martwi to, że nie zaczęłam tego sezonu tak jak w 2005 czy w 2006 roku, czyli miejscami w pierwszej piątce Pucharu Świata. Podobnie jak kibice liczyłam na progres, czyli miejsca na podium, tymczasem było odwrotnie. Taki jest jednak sport. Wiem, że nie mogę sobie nic zarzucić, bo do tego, co robię podchodzę z pełnym poświęceniem, zwłaszcza w tym roku (od stycznia jestem już panią magister więc mogę się w pełni skupić na kolarstwie). Dlatego mam spokojną głowę i na każdym wyścigu staram się z tego, co oferuje mi mój organizm wyciągnąć jak najwięcej. Z trenerem cały czas analizujemy, co było przyczyną słabszej dyspozycji i co należy zrobić by w Pekinie walczyć o medal. Po Mistrzostwach Świata jestem optymistycznie nastawiona i przekonana, że ułożony przez nas program jest optymalnym przygotowaniem do Igrzysk. Niezależnie od chwilowej dyspozycji nieustannie wierzę, że stać mnie na podium w Pekinie. Jeśli przestanę w to wierzyć, to będzie to oznaczało, że nie mam po co lecieć do Chin!

bW: Wciąż potrafisz zmobilizować się na tyle i zakląć szczęście, by podczas najważniejszej imprezy sezonu, czyli mistrzostw świata walczyć o dobry rezultat. Tak było i w tym roku, gdy po nieudanej wiośnie wróciłaś do ścisłej czołówki zajmując piąte miejsce w Val di Sole. Co takiego się stało w ciągu ostatnich dwóch sezonów, że jesteś w stanie ścigać się na najwyższym poziomie tylko kilka razy w roku?
M.W.: Nigdy nie było tak, żebym była w stanie walczyć o podium przez cały sezon. I przyznam, że nie mam pojęcia jak są w stanie dokonać tego takie zawodniczki jak Gunn Rita Dahle czy Sabine Spitz. Być może jest to kwestia wieku i doświadczenia, albo po prostu możliwości organizmu. Nawet w swoich najlepszych latach (2004-2006) w Pucharze Świata nie błyszczałam aż tak jak podczas imprez mistrzowskich. Wszelkie teorie mówią, że zawodnik może mieć w trakcie sezonu maksymalnie dwa szczyty formy. I te teorie sprawdzają się w moim przypadku w 100%.

bW: Gdy rozmawialiśmy podczas prezentacji Tour de Pologne w Wieliczce głównym tematem był Pekin. Do Igrzysk pozostało niespełna sześć tygodni. Dla wielu kibiców Twoja znakomita postawa na mistrzostwach świata była sporym zaskoczeniem. Czy to dopiero wstęp do szczytu, jaki ma przyjść na IO?
M.W.: Mam wielką nadzieję, że tak. Gorąco wierzę w ułożony przez trenera (w konsultacji ze mną oczywiście) program przygotowań do Igrzysk. Kilkanaście zawodniczek ze światowej czołówki zdolnych walczyć o medal ma pewnie podobnie, więc różnice w Pekinie będą minimalne. Nawet jeśli będę w życiowej formie, niekoniecznie będzie to oznaczało miejsce na podium. Ale wierzę, że będzie dobrze :-)

bW: Idąc dalej, tropem „olimpijskim”. Chodzą słuchy, że od Twojego występu w Pekinie zależy przyszłość grupy Halls, kształt kadry narodowej a być może także pozycja Trenera. Czy jesteś w stanie potwierdzić lub zdementować te pogłoski? A jeśli nie… czy jesteś w stanie poradzić sobie z tak wielką odpowiedzialnością?
M.W.: Prawdę powiedziawszy pierwszy raz słyszę ów pogłoski. Niewątpliwie firma Cadbury Wedel objęła sponsoringiem naszą grupę z myślą o dobrym występie na Igrzyskach Olimpijskich, ale nie tylko. Chcieli, aby kolarstwo górskie w Polsce kojarzyło się z marką HALLS i myślę, że mimo dopiero dwuletniej współpracy ten cel został w dużej mierze osiągnięty. Z całą pewnością medal w Pekinie rozwiązałby dużo problemów polskiej kadry (np. brak szkolenia juniorów), ale jego brak nie oznacza końca tej dyscypliny. Mam nadzieję, że tak jak na Świecie tak i w Polsce MTB będzie się rozwijało. To zależy nie tylko od władz PZKolu, ale od wszystkich zainteresowanych tą dyscypliną. Niezbędne jest zaangażowanie ludzi na poziomie lokalnym (tworzenie małych klubów, wyłapywanie talentów, organizacja imprez XC). O przyszłość Trenera się nie martwię, ponieważ cały czas jest on największym fachowcem kolarstwa górskiego w Polsce a równocześnie doskonałym dyrektorem sportowym zawodowej grupy HALLS. Nie widzę innego kandydata na stanowisko trenera kadry MTB.

bW: Kolejne pytanie dotyczące startu w Pekinie: pojadą Was dwie. Tymczasem zawodniczki Hallsa dwukrotnie przegrały podczas Grand Prix z zawodniczkami innych klubów. Tendencja, która zarysowała się rok temu, gdy do czołówki dobiła Karolina Kozela w tym roku jeszcze się pogłębiła. Z drugiej strony w Val di Sole bardzo dobrze pojechała Ola Dawidocz, Anna Szafraniec również miała całkiem niezły wyścig. Do Pekinu pojedziesz więc Ty i…. ?
M.W.: Główną kwalifikacją do Igrzysk były Mistrzostwa Świata MTB w Val di Sole. Wyścigi Grand Prix oczywiście też są ważne, ale dziewczyny startowały w Bielawie i Nałęczowie będąc w totalnym dołku formy, na dużym przemęczeniu. Dlatego trudno, żeby jednorazowym występem w Polsce Karolina Kozela czy Sylwia Kapusta mogły zakwalifikować się na Igrzyska. O Karolinie po Bielawie słuch zaginął, Sylwia była na Mistrzostwach Świata. W Val di Sole zdecydowanie najlepiej spisała się Ola Dawidowicz i Ania Szafraniec, więc to na pewno jedna z nich pojedzie do Pekinu. Najprawdopodobniej będzie to Ola - oficjalnie skład kadry na Igrzyska zostanie podany w najbliższy poniedziałek.

bW: Jeszcze a propos Igrzysk. W MTB mamy ciągle pewną szansę, tym bardziej patrząc na Twoje dokonania w poprzednich sezonach podczas mistrzostw świata. Tymczasem na szosie wystartuje tylko jedna zawodniczka. Dwa lata temu mówiło się o silnej kadrze na Pekin a tymczasem niewiele zabrakło, by w ogóle Polki nie były reprezentowane na Igrzyskach. Oczywiście istnieje ciągle idea olimpijska, która głosi, że liczy się udział, ale czy według Ciebie jest w ogóle sens posyłania osamotnionej zawodniczki na wyścig ze startu wspólnego?
M.W.: Nie po to wstawiliśmy w nasz program kwietniowe wyścigi na szosie i nie po to walczyłam o zwycięstwo w Zamościu by teraz miał nikt do Pekinu nie pojechać! I bynajmniej nie uważam, by zawodniczka, która pojedzie na Igrzyska miała tylko wziąć w nich udział. Wyścig olimpijski rządzi się swoimi prawami. Nie startują tam duże ekipy (maksymalnie kraj może mieć bodajże trzy zawodniczki), więc trudno tutaj mówić o jeździe drużynowej. To otwiera szanse dla tych dziewczyn, które pojadą do Pekinu bez wsparcia. Oczywiście nie ma w tej chwili w Polsce zawodniczki, która walczyłaby z najlepszymi na świecie, ale wcale nie jest powiedziane, że ta, która pojedzie jest skazana na porażkę. Być może jestem nieco subiektywna, ale osobiście wysłałabym tam Anię Szafraniec czy Madzię Sadłecką (zakładając, że Ola jedzie w MTB). Choćby na ubiegłorocznych Górskich Mistrzostwach Polski na szosie obie pokazały, że świetnie potrafią jeździć po górach. W Pekinie wyścig rozegra się na 12 kilometrowym podjeździe. W górach potrafi też jeździć też Paulina Brzeźna, która miała w swojej karierze kilka ładnych występów (w ostatnią sobotę sięgnęła po tytuł mistrzyni Polski – przyp.red.). Ale nie do mnie należy decyzja... Sens wysłania do Pekinu reprezentantki Polski na pewno jest!

bW: Jeśli start w Pekinie będzie nieudany: nie będzie miejsca w top5 w MTB czy jakiegoś sensownego wyścigu na szosie – jak będzie wyglądało polskie kobiece kolarstwo? Czy w obliczu kryzysu zawodniczki z niepokonanej grupy Lotto/Halls rozjadą się po świecie? Być może to właśnie zmiana otoczenia jest sposobem na odwrócenie złej passy?
M.W.: O tym porozmawiamy po Igrzyskach... :)

bW: Jak czujesz się po Mistrzostwach Świata? Mimo startu z dalszej pozycji walczyłaś o medal – to chyba budujące?
M.W.: Oj, budujące i to bardzo! Tym bardziej, że nie czułam by był to szczyt moich możliwości. Oby ten szczyt przypadł na Pekin.

bW: Jak wygląda atmosfera w polskiej kadrze? Czy odczuwacie presję związaną z potrzebą osiągania wyników? Jak odbieracie starty takie jak w Val di Sole – obiektywnie dobre, ale „medialnie” nieszczególnie „nośne”?
M.W.: Może to zaskakujące, ale nawet mimo kwalifikacji na Igrzyska (tj. wewnętrznej rywalizacji) atmosfera jest bardzo dobra. Na pewno ta z dziewczyn, która nie pojedzie na Igrzyska szczęściem tryskać nie będzie, ale między nami jest wszystko super. Presja zawsze była, jest i będzie. Trzeba umieć sobie z nią radzić. A jeśli chodzi o Val di Sole to uważam, że lepiej być nie mogło. Wiem, że byłam w stanie walczyć o medal i to jest dla mnie najważniejsze. Szum medialny przed Igrzyskami mógłby tylko zaszkodzić.

bW: A propos mediów – mimo tego, że mtb to dyscyplina mocno niszowa, „dostaliśmy” niemal pełną relację z Waszych zmagań w TVP Sport/Info. Na szklanym ekranie trasa zawodów wyglądała na stosunkowo łatwą technicznie, za to mocno siłową. Czy z Twojego punktu widzenia również taka była?
M.W.: Bardzo się cieszę, że wreszcie TVP zainteresowało się w takim stopniu kolarstwem górskim. To z pewnością w dużej mierze zasługa naszego trenera Andrzeja Piątka, który poza naszym treningiem i organizacją drużyny zajmuje się także promowaniem dyscypliny w mediach. Podziękowania należą się również Panu Jarosławowi Idziemu i wszystkich, którzy przyczynili się do tego, że wyścig z Val di Sole był transmitowany na żywo w TVP Sport. Co do trasy, to z całą pewnością szklany ekran nie odzwierciedla w pełni trudności technicznych z jakimi przyszło się nam zmagać. Z całą pewnością trasa była bardzo siłowa – trzy ciężkie podjazdy na rundzie i zero miejsca na odpoczynek, ale technicznie również łatwa nie była. Zjazdy po kamieniach i korzeniach niejednemu zawodnikowi sprawiały trudności, zwłaszcza gdy trzeba je było pokonać na dużym zmęczeniu. Ale fakt, że często na Pucharach Świata zdarzają się trasy znacznie trudniejsze od tej.

bW: Jak zamierzasz spędzić ostatnie tygodnie przed najważniejszy startem sezonu?
M.W.: W tej chwili mam tydzień odpoczynku – regeneracji po przygotowaniach do MŚ oraz łapania energii i ochoty na trening przed tym najważniejszym okresem przygotowań do Igrzysk. A później siedem i pół tygodnia ciężkich treningów i startów. Najbliższy to etapowy wyścig szosowy po czeskich górach – Krasna Lipa. Później będą m.in. Mistrzostwa Polski MTB, Górskie Mistrzostwa Polski na szosie i Bank BPH Grand Prix MTB w mojej rodzinnej Jeleniej Górze.

Najważniejszy start Mai już 22 sierpnia!

FOTO: arch. bikeWorld.pl