Wywiad: Bartek Mikler (przełaj)

Wywiad z Bartkiem Miklerem (Victoria Jarocin) - polskim przełajowcem

Drukuj

Bartek Mikler to nie tylko ścisła czołówka krajowego przełaju, ale i jedna z barwniejszych postaci polskiego kolarstwa w ogóle. Jak Bartek spędza miesiące po sezonie przełajowym, co lubi robić poza rowerem oraz jakie są jego kolejne kolarskie cele? Między innymi o tym w poniższym wywiadzie.

Bikeworld.pl: Jesteś mistrzem Polski w kolarstwie przełajowym, wygrałeś też klasyfikację generalną Pucharu Polski. Jakie to uczucie być najlepszy na krajowym podwórku?

Bartek Mikler: Jestem mistrzem Polski U-23. Ten tytuł zdobyłem w trzecim roku tej kategorii. W dwóch poprzedzających latach zawodził sprzęt i ostatecznie dojeżdżałem na czwartym miejscu, zaś w poprzednim roku nie ukończyłem tych zawodów. Mając koszulkę mistrza kraju, czułem się spełniony i zadowolony, że moja ciężka praca nie poszła na marne. Tytuł dał mi duże możliwości na dalszą współpracę z nowymi sponsorami, którzy pomagają mi się rozwijać. W tym roku jestem aktualnym wicemistrzem kraju w elicie. Do zwycięstwa zabrakło mi bardzo niewiele. W nadchodzących latach obiecuję poprawę.

 

 

 

 

BW: Sezon przełajowy w naszym kraju w zasadzie dobiega końca. Jakie masz plany na najbliższe miesiące?

Sezon przełajowy zakończyłem natychmiast po mistrzostwach kraju. Na moich mediach społecznościowych mogliście zauważyć, że często wyjeżdżałem na narty biegowe. Bardzo mocno „podjarałem” się tym tematem. Tak właśnie spędzałem czas po sezonie. Narty biegowe, łyżwy, snowboard, czyli zdecydowanie jestem fanem sportów zimowych. W najbliższych miesiącach, a dokładniej na początku marca, planuję start w Biegu Piastów na 30 kilometrów stylem dowolnym. Później zacznę przygotowania do sezonu letniego. W kwietniu wezmę udział w szosowym wyścigu etapowym Hellena Tour. Kolejne występy same będą się nawijać. Zobaczycie mnie na maratonach Kaczmarka, epickiej czwórce, może na eliminatorach, wyścigach szosowych, od klasyków po kryteria uliczne i etapówki. Wszystko wyjdzie w praniu. Zamierzam się dobrze bawić. Sezon letni traktuję jako przygotowanie do CX.

 

 

 

 

BW: Masz świetne poczucie humoru i luzackie podejście do życia. Można Cię nazwać polskim Peterem Saganem? Za co podziwiasz Słowaka?

Piotrka szanuję za duży dystans do siebie. Styl, który ma. Widać, że „śmieszkowanie” i wygrywanie wyścigów sprawia mu przyjemność i idzie ze sobą w parze.

BW: Jesteś trenerem kolarstwa w klubie Victoria Jarocin. Jak zachęcasz młodzież, by poszła w twoje ślady? Jak motywujesz swoich podopiecznych do treningów?

Jestem po prostu sobą. Nie udaję kogoś, kim nie jestem. Nigdy nie próbuję się wywyższać swoimi tytułami. Widzę, że luzackie, ale konsekwentne podejście do trenowania przynosi efekty. Wiadomo, nie zawsze można „śmieszkować”, oni o tym wiedzą. Gdy tylko zaczynam poważnie gadać, zawodnicy wykonują swoją pracę, a później znów się śmiejemy. Staram się im wpajać nawyki, które za młodu przekazywał mi mój trener. Odpowiednia dieta, regeneracja oraz trening i przede wszystkim luźna głowa są kluczem do zwycięstwa. Od czasu do czasu przeprowadzam im treningi w formie zabawy. To według mnie najlepsza metoda na ukrycie bólu, który wtedy im towarzyszy.

 

 

 

 

BW: Uwielbiasz rywalizować w deszczu i nie znosisz upałów. To dlatego postawiłeś ostatecznie na przełaj, a nie np. na szosę?

To prawda. Nie znoszę upału, ale słońce owszem. Uwielbiam śnieg i zimę. Błoto lubię, choć treningi w błocie nie należą do przyjemnych, tym bardziej, że sprzęt sam muszę sobie ogarnąć. Na wyścigu mam od tego swoich kolegów, którzy robią tak, żeby rower był czysty i gotowy do jazdy, przed, w trakcie (zapasowy w boksie) i po. Deszcz podczas  rywalizacji napędza mnie jeszcze bardziej do szybszej jazdy. Jestem zawodnikiem doskonale jeżdżącym technicznie, więc, czym gorsze warunki, tym lepiej dla mnie. Mam tu na myśli śliskie zakręty lub lód na trasie. To dlatego właśnie postawiłem na przełaje. Szosa też jest spoko, ale na drugim miejscu jest MTB, a za nim właśnie szosa. Zastanawiam się mocno nad biathlonem, jednak krzyżuje się z przełajami. Jest rozgrywany w tym samym czasie. Ciekawe jakbym poradził sobie w tej dyscyplinie? Kto wie, może kiedyś spróbuję. Chyba trochę odszedłem od pytania, ale gdyby nie CX, to uprawiałbym pewnie ten zimowy dwubój albo biegi narciarskie.

 

 
 

 

 

BW: Próbowałeś wszystkich odmian kolarstwa. Która z nich wydaje Ci się najtrudniejsza?

Wszystkich nie. Nie próbowałem downhillu, enduro i trialu (śmiech), choć za juniora młodszego próbowałem swoich sił w dirt, potrafiłem nawet kilka trudniejszych trików, takich jak choćby hander. Miałem też swój stylowy trik. Każda odmiana ma w sobie coś trudnego. Moim zdaniem najtrudniejszy jest przełaj. Tutaj musisz być dobry technicznie - do tego przykładam najwięcej uwagi, dzięki temu łapiesz cenne sekundy, siłowo (nie lubię robić siły, to zdecydowanie zbyt monotonne), szybki i wytrzymały. To cztery główne cechy, które są ważne w przełaju. Ponadto, warto jakbyś umiał przewidywać zdarzenia, czyli ruchy twojego rywala lub jak może wyglądać twoje wyście z zakrętu, gdy wybierzesz tę „linię” przejazdu. Musisz szybko podejmować decyzje, a twój sprzęt powinien być przygotowany perfekcyjnie.

BW: Co robisz, gdy nie jesteś na rowerze?

Jeżdżę na nartach biegowych. Robię pizzę. Piekę ciasto. Myję i smaruję rower. Biorę hamak do lasu i odpoczywam z naturą, z dala od miasta i tego wielkiego pośpiechu.

 

 

 

 

BW: Twoją drugą życiową pasją jest robienie zdjęć. Co najczęściej fotografujesz? Ludzi, meble, a może przyrodę?

Fotografuję swoje życie. Zatrzymuję chwilę, ciekawe miejsca, rzeczy, zdarzenia. Zazwyczaj jednak fotografuję siebie. Ustawiam w odpowiednim miejscu GoPro lub telefon i robię zdjęcie. Później je obrabiam i wrzucam je na media społecznościowe lub dodaję do swojej chmury, gdzie są same sztos zamrożone chwile. Cenię sobie kreatywność. Moje zdjęcia muszą być dobre, ale z subtelnym zwariowaniem. 

BW: Co dodaje Ci powera? Skąd bierzesz taką pozytywną energię? 

Zdecydowanie muzyka. Przed, w trakcie i po treningu o odpowiednim nastroju. Przed startem słucham bardziej dynamicznej muzyki. Nie mam swojego ulubionego zespołu. Słucham to, co wpadnie mi do głowy i w danym momencie mnie motywuje. Zdecydowaną większość utworów na moim spotify stanowią polscy wykonawcy. Ostatnio mam zajawkę na alternatywę. 

 

 
 

 

 

BW: Co je Bartosz Mikler? Jak wygląda twoje codzienne menu? Stosujesz jakąś dietę?

Jem to, na co mam ochotę, ale oczywiście bez przesady. Nie stosuję żadnej diety. Przed wyścigiem jadam swoje sprawdzone menu. Może dla niektórych być to trochę dziwne, ale mi to odpowiada. Dzień przed wyścigiem do wieczora ładuję węglowodany i koniecznie musi „wlecieć” pizza. W dniu startu na śniadanie jem owsiankę z rodzynkami. Podjadam daktyle, orzechy, suszone owoce. Start mam po południu, więc spożywam jeszcze makaron, zwykle suchy lub z odrobiną dżemu. Menu musi być urozmaicone. Nie przepadam za mięsem. Zwracam uwagę na to, co dany produkt wnosi do mojego organizmu. 

BW: Masz sporo kibiców. Czy napędza Ciebie zgromadzona przy trasach publiczność? Jesteś rozpoznawalny w swoim mieście?

Kibice przy trasie zawsze mnie napędzali. Pamiętam doskonale swój debiut na mistrzostwach świata, gdzie na moim wyścigu na całej długości trasy były setki kibiców. Ja jechałem pod koniec stawki, a oni do mnie krzyczeli, nie wiem co, bo w innym języku, ale w każdym bądź razie nawet, gdyby mnie wyzywali, brzmiało to motywująco. Moje miasto jest małe, dlatego jestem raczej rozpoznawalny w swoim miejscu zamieszkania. Jestem introwertykiem, więc nie przepadam za nowymi znajomościami - zwykle trochę trwa zanim do kogoś (nowego) się przyzwyczaję i cały się otworzę.

BW: Jak spopularyzowałbyś kolarstwo przełajowe, które w porównaniu z szosą jest niszową dyscypliną?

Zdecydowanie robiłbym wyścigi w mieście, ustalałbym ciekawsze trasy. Lepszy komentarz podczas wyścigu byłby bardzo pożądany. Relacje live. Food trucki z belgijskimi frytkami zamiast hot dogów. Kadra, ale taka z prawdziwego zdarzenia, czyli prowadzić zawodników już od juniora młodszego i wysyłać ich za granicę, żeby podwyższać poziom. 

BW: Czego życzyć Ci na koniec rozmowy?

Spokoju. Szanuję swoją przestrzeń. Nie lubię, gdy ktoś „wchodzi mi na głowę”, bo na wszystko będzie czas, a teraz mam czas dla siebie i potrzebuję spokoju. 

Wywiad z Bartkiem Miklerem przeprowadził Maciej Mikołajczyk