Banach: Zostaję przy rowerach! (wywiad)

Wywiad z Robertem Banachem

Drukuj

Ostatnimi czasy Robert Banach wycofał się z wyścigowej sceny rowerowej. Nie wszyscy wiedzą, że ten doświadczony zawodnik postanowił skończyć z wyczynowym ściganiem. Obecnie Robert prowadzi placówkę z sieci Dobre Sklepy Rowerowe w Gdyni. Postanowiliśmy sprawdzić co u niego słychać!

bikeWorld.pl: Robert, ostatnio nie widać Cię na wyścigach. Wygląda na to, że poświęciłeś się całkowicie pracy. Czym się obecnie zajmujesz?
Robert Banach: W maju firma Velo otworzyła Dobry Sklep Rowerowy w Gdyni. Można powiedzieć, że zarządzam tą placówką. Przygotowań było dużo, W zasadzie rozpoczęły się one pod koniec ubiegłego roku. Rozwój takiego przedsięwzięcia pochłonął całą moją energię, stąd brak obecności na wyścigach. W tym roku zaliczyłem do tej pory jeden start na szosie w Ostrzycach. W przyszłości startów będzie więcej, takie jest moje marzenie, lubię się ścigać.

bikeWorld.pl: Jak odnajdujesz się obecnie w pracy mechanika i menedżera sklepu jednocześnie? Czy natłok obowiązków nie jest zbyt duży?
Robert Banach: Opanowanie w pojedynkę jest niemożliwe, dlatego zadania zostały podzielone. Menedżerem sklepu jest Anna, ja jestem od brudnej roboty. Pomiędzy składaniem rowerów na chwilę nadaję tylko tej maszynie odpowiedni kierunek i wszystko toczy się dalej.
 

Robert jest znakomitym mechanikiem i wielu zawodników powierza mu swój sprzętStarszy z braci Banachów aktualnie przerwał ściganie, ale zapowiada powrót do amatorskich wyścigów


bikeWorld.pl: Jakie są Twoje plany rozwoju sklepu, czy zamierzasz dystrybuować jakieś znane marki rowerowe?
Robert Banach: Z racji tego, że współpracuje z firmą Velo to z automatu zostałem dystrybutorem znanych marek, takich jak np. Author, Cateye, Dartmoor, Sidi, San Marco czyTacx, które większość sympatyków dwóch kółek zna. Na razie jest to dość obszerny temat i muszę go opanować aby podjąć następne kroki.

 

 

Otwarty przy ul. Morskiej w Gdyni sklep cieszy się dużym powodzeniem wśród klientów


bikeWorld.pl: Już kiedyś działałeś w sklepie rowerowym. Jak wspominasz tamten czas? Czy teraz jest łatwiej czy trudniej o klientów?
Robert Banach: Tak, wspólnie z kolegą otworzyliśmy serwis rowerowy na ul. Łostowickiej, zwany potocznie "budką", a dla bardziej wtajemniczonych klubem “małpka”. To były fajne czasy, średnio dziennie dokonywaliśmy 20 napraw. Serwis zawsze będzie miał klientów, tutaj kłopotu nie widzę.

 

 

 

Ze sprzedażą części jest gorzej, bardzo silnym konkurentem jest Internet. Sprzedaż rowerów jest łatwiejsza, klienci chcą zobaczyć rower, przymierzyć się do niego, pooglądać na żywo, choć w niektórych przypadkach cena internetowa jest jedynym wyznacznikiem jakości i funkcjonalności sprzętu.
 

Były wyczynowy zawodnik potrafi najlepiej doradzić jeśli chodzi o dobór komponentów czy ubioru


bikeWorld.pl: Czy nie żałujesz decyzji o zaprzestaniu wyczynowego ścigania? Jak odnajdujesz się w nowym trybie dnia? Udaje Ci się wygospodarować trochę czasu na rower?
Robert Banach: Gdybym mógł kontynuować życie sportowca to na pewno bym z tego nie zrezygnował. Przez wiele lat czynnie uprawiałem kolarstwo i zdążyłem się już przyzwyczaić do rytmu dnia, w którym trening jest jednym z najważniejszych obowiązków. Teraz się to zmieniło, tak jak zmieniły się też moje priorytety. Nie oznacza to jednak, że odstawiłem rower na hak. Sporadycznie robię sobie przejażdżki, ale na razie nie myślę o ściganiu. Wiem jednak, że w przyszłości na pewno do tego wrócę, gdy uda mi się ustabilizować działanie serwisu.

 

 

Robert Banach przy swoim sprzęcie


bikeWorld.pl: Zawodową karierę cały czas rozwija jednak Twój brat, Bartosz, który jest od Ciebie młodszy o 8 lat. Jak oceniasz postępy Bartka w grupie Sante BSA Tour?
Robert Banach: Bartosz cały czas się rozwija sportowo. Startuje w wielu ważnych wyścigach, jest w odpowiednim wieku dla kolarza. Czasami brakuje mu trochę szczęścia, chociażby na ostatnich mistrzostwach świata w maratonie MTB, gdzie przytrafił mu się defekt. Obecnie Bartosz notuje nieustanny progres i trzymam kciuki za rozwój jego kariery.

Fot.: Tomasz Wienskowski