CE: Sauser i Stander znów niepokonani

9. Cape Epic (25.03-01.04.2012, SHC, RPA)

Drukuj

Christoph Sauser i Burry Stander z teamu 36One Songo-Specialized wygrali 4. etap Cape Epic. Marcin Piecuch i Arkadiusz Cygan zajęli 38. miejsce.

Christoph Sauser i Burry Stander z teamu 36One Songo-Specialized wygrali 4. etap Cape Epic. Marcin Piecuch i Arkadiusz Cygan zajęli 38. miejsce.Zawodnicy teamu 36One Songo-Specialized po raz kolejny udowodnili swoją dominację wygrywając 44 sekundy przed Kevinem Evansem i David`em George`m z RSA oraz blisko 3 minuty przed trzecim zespołem Multivan Merida Biking. Zwycięzcy osiągnąli śrędnią prędkość przejazdu 22,3km/h.

Marcin Piecuch i Arkadiusz Cygan z Skandia SZiK Eska Team zajęli dzisiaj 38. miejsce w klasyfikacji mężczyzn, co zaskutkowało spadkiem w generalce na 49. miejsce. Ich średnia prędkość wyniosła 17,3km/h.

Dzisiaj zawodnicy mieli do pokonania kolejny długi i trudny etap. Zmagania rozgrywały się na dystansie 105km, a na kolarzy czekało blisko 2600m przewyższeń. Na trasie znajdowały się dwa długie podjazdy, pomiędzy którymi profil miał charakter interwałowy. Etap był na tyle trudny, że skutecznie podzielił stawkę.

Przyczyniła się do tego również liczba kilometrów, które zawodnicy mają już w nogach. Na tym etapie wyścigu najbardziej liczą się możliwości regeneracyjne zespołów, czyli zdolność do podjęcia kolejnego wysiłku po wyczerpującym dniu.


Relacja Marcina i Arka
Przyjeżdżając na metę wczorajszego, najdłuższego etapu o 13:30 od razu oddajemy rowery na myjkę i sami lecimy pod prysznic. Zaraz zaczynamy masaż. Potem przepuścimy jeszcze nasz elektrostymulator – Sham po wszystkich obolałych mięśniach. Tego dnia odwiedziliśmy Medic center. Podczas podbiegu na pierwszym podjeździe, omijając ludzi, źle stanąłem i śliznąłem się na kamieniu. W ogóle odczuwam ból w ścięgnach Achillesa. Lewe jest opuchnięte. Okładam lodem, wmasowuje przepisany lek i na noc mam łyknąć jakiegoś dropsa. To zabiera nam sporo czasu. Czujemy zmęczenie, nie mamy siły, by zająć się rowerami. Po obiadokolacji idziemy spać. Mamy nadzieję, że na 105 kilometrowym etapie złapiemy trochę oddechu przed kolejnymi, wcześniej wrócimy do obozu, żeby wszystko poogarniać.

Nic bardziej mylnego. Piąty dzień był dla nas najtrudniejszym, jeżeli chodzi o samopoczucie. Przed startem nikt się nie rozgrzewa. Wstaje się o 4:55, idzie na śniadanie, ubiera i rusza do sektora. Wystartowaliśmy przy niższej niż zwykle temperaturze, a tu od razu małe, sztywne hopki. Ciężko było się wkręcić, mi w dodatku ścięgno dawało o sobie znać. Po 14 kilometrach i 200 metrach w pionie zrobionych na hopkach mieliśmy średnią 34km/h. Wtedy zaczynał się pierwszy podjazd, który szybko zamienił się w podejścia w piasku i luźnych kamieniach. Starałem się jak najwięcej podjeżdżać, bo idąc mocniej doskwierał mi Achilles. Mimo to na szczycie byliśmy około 30 open, przed pierwszymi kobietami. Po zjeździe podłoże było podobne, a prawie płaski profil na wykresie okazał się mocnymi interwałami. Tempo spadło, w dodatku na krętym singlu w lesie zawadziłem o drzewo zaliczając lekką glebę i ściągając do połowy owijkę. Tak mały defekt, choć nawet ciężko to tak nazwać, mocno dawał się we znaki zarówno na podjazdach jak i zjazdach, kiedy tylko musiałem mocniej zacisnąć ręce na kierownicy. W dodatku drugi, najdłuższy podjazd tego etapu poprowadzony był w bardzo trudnym terenie.

Teraz oceniam go, jako najtrudniejszy na całym Epicu. Wszyscy jeden za drugim dźwigali swoje rowery i mozolnie wspinali się do góry. Achilles cierpi, tracimy pozycje i podupada psycha. Brytyjsko-australijski team, z którym zacięcie rywalizowaliśmy na każdym etapie, dziś nam odjeżdża. Zbliżając się do szczytu dostaliśmy pierwsze podmuchy wiatru od oceanu. Momentami przesuwał nas po ścieżce razem z kamieniami. Tak silnego wiatru nie pamiętam z żadnego wyścigu. Pocieszaliśmy się, że teraz 29er mają gorzej. Większy opór boczny powodował, że nie mogli utrzymać kierunku jazdy. Na zjeździe owijka wbijała się w cierpnący z bólu nadgarstek. Kilometry mijały bardzo powoli. Podjazdy 1:1, zjazdy mega techniczne i wyczerpujące. Od 60 kilometra profil wyglądał już bajtowo, w rzeczywistości było inaczej. 40 kilometrowy odcinek pokonaliśmy w 2 i pół godziny.


Tak niską średnią prędkość, dokładnie 17 km/h, oprócz afrykańskiego podłoża i upału spowodował wiatr, który na otwartych przestrzeniach rozkładam psychicznie wszystkich. Na metę docieramy godzinę później niż zakładaliśmy, ale proporcje strat do pierwszych są takie same, czyli krótko mówiąc organizator nie zamierzał dać dnia odpoczynku nikomu. Czujemy się jednak bardzo mocno obolali, zmięci, styrani i sam nie wiem jak to jeszcze opisać. Nie mamy siły na nic. Arek bierze dodatkowe 30 minut masażu. Dopiero wieczorem przeglądamy rowery. Sprawdzam manetkę. Podczas wyścigu zdarzało się, że po wrzuceniu o jedno przełożenie do góry, łańcuch spada w dół o kilka. Teraz działa ok, choć trochę ciężko. Wszystkie serwisy są pełne, nikt nie chce przyjąć roweru. Sami nie mamy siły. Zaczyna padać deszcz. Ze zmęczenia zapominamy odebrać i przygotować bidony. Skołowani kładziemy się spać. Jutro 119 km, prawdopodobnie w deszczu, a na pewno w błocie, bo pada naprawdę mocno.

Wyniki mężczyzn:

1. Christoph Sauser (Swi) & Burry Stander (RSA) 36One-Songo-Specialized 4:42:30
2. Kevin Evans (RSA) & David George (RSA) 360Life 0:00:44
3. Hannes Genze (Ger) & Andreas Kugler (Swi) Multivan Merida Biking 0:02:41
4. Thomas Dietsch (Fra) & Tim Boehme (Ger) Bulls 0:05:20
5. Kevin Van Hoovels (Bel) & Sébastien Carabin (Bel) Versluys - Craft 0:05:26
6. Brandon Stewart (RSA) & Jacques Rossouw (RSA) Fedgroup-Itec Connect 0:06:37
7. Alban Lakata (Aut) & Robert Mennen (Ger) Topeak Ergon Racing 0:09:17
8. Karl Platt (Ger) & Stefan Sahm (Ger) Bulls 0:14:53
9. Urs Huber (Swi) & Konny Looser (Swi) Stöckli Pro 0:15:23
10. Chris Jongewaard (Aus) & Jeroen Boelen (Ned) Milka-Superior 0:20:06
...
38. Skandia SZiK Eska Team (Marcin Piecuch/Arkadiusz Cygan) 1:20.29
...
102. Nut&Pole (Martin Ciolkosz/Ralton Roebert) 2:56:29
...
114. Sheer Determination (Maciej Dudziak/Charl Du Plessis) 2:24:36


Fot.: © Shaun Roy, Nick Muzik/Cape Epic/Sportzpics, Sportograf