CE: Sauser i Stander znów dominują

9. Cape Epic (25.03-01.04.2012, SHC, RPA)

Drukuj

Christopha Sauser i Burry Stander po raz kolejny okazali się najlepsi na trasie Cape Epic. Marcin Piecuch i Arkadiusz Cygan zajęli 30. miejsce. <br />

Christopha Sauser i Burry Stander po raz kolejny okazali się najlepsi na trasie Cape Epic. Marcin Piecuch i Arkadiusz Cygan zajęli 30. miejsce.
Na dystansie 115km zawodnicy mieli do pokonania 2350m przewyższeń. Etap został rozegrany na pętli w okolicy miejscowości Robertson. Na trasie znalazły się trzy długie i sztywne podjazdy, z których większość prowadziła po luźnym, piaszczystym podłożu.

Z trasą świetnie poradzili sobie liderzy ze wczorajszego prologu. Burry Stander i Christoph Sauser (36ONE-Songo-Specialized) pokonali etap w czasie 4:33:23 (25,3km/h).

Bardzo dobrze spisali się zawodniy Skandia SZiK Eska. Marcin Piecuch i Arkadiusz Cygan przejechali trasę niemal w godzinę dłużej niż zwycięzcy, ale zapewniło im to 30. miejsce w kategorii mężczyzn oraz awans na 38. lokatę OPEN oraz 31. w kategorii w klasyfikacji generalnej. Osiągnięty przez rzeszowian czas 5:32:05 daje średnią prędkość 20,8km/h.

Relacja Marcina i Arka
"Wstajemy przed 5, obozowisko rozświetlają reflektory. Szybko lecimy na śniadanie, które właśnie się zaczyna. Szybkie przygotowania i pędzimy jak najwcześniej do sektora. Na kilka minut przed startem jesteśmy gotowi. Dziś nie ma już takich emocji, jak przed wczorajszym startem. W głowie mamy plan do wykonania. Ruszamy żwawo, wykorzystujemy każde miejsce, by przebić się do przodu. Wiemy, że gdy zjedziemy z asfaltu znacznie się to utrudni. I rzeczywiście, tumany kurzu wznoszą się w powietrze. Widoczność zerowa. Mimo to prędkość pod 40 km/h. Pierwsze 15 kilometrów to małe hopki, po 30-50 metrów w pionie.

W porównaniu do wczoraj, jesteśmy już sporo z przodu. Tętno, nogi i oddech przyzwoicie. Nie szarżujemy. Wpadając na szerszy szuter formują się grupki, jesteśmy z 3 innymi teamami. Łapiemy oddech, zaraz zacznie się długi podjazd. Jakieś 400 metrów w pionie. Mając w głowie treningi na korbie z pomiarem mocy nadaję tempo. Wjeżdżamy między góry i wrzucamy żółwia. Momentami wszyscy podbiegają, albo nie… wspinają się. Teraz przeglądam wykres z Polara, prędkość wznoszenia około 800 m/h. To przez podłoże. Luźne, nierówne. Piach i kamienie, a jak nie to niskie krzaczki. Na szczycie jedziemy w chmurach, pot leje się ciurkiem. Koszulka nadaje się do wykręcenia. Od szczytu podobną ścieżką lecimy w dół. Zjazd zbiera swoje żniwo. Bez płaskiego odcinka zaczynamy kolejną ścianę. Nad głowami przelatuje nam helikopter, czołówka już pewnie na szczycie, ale cały peleton rozciągnął się tak, że wszyscy jadą jeden za drugim.



Na szerszych drogach lecimy dużymi grupami. Rozkręcam do 50 km/h, łapiemy pojedyncze teamy. Wyszło również słońce i przygrzewa z nieznaną nam siłą. Na podjeździe Arek mówi, że chyba schodzi mi powietrze z tylnego koła. Szykuję nabój. Wykorzystuję podbieg, żeby napompować. Grupka odjeżdża, sam zaczynam odrabiać niewielką stratę. W końcu dostajemy bidony. To dopiero 56 kilometr i jakieś 2:45 jazdy.

Od 68 kilometra zaczniemy kolejny podjazd na ponad 300 metrów w pionie. Zwykle zdobywanie takiego szczytu zajmowało 15-18 minut. Nie w Afryce. Podjeżdżamy 30 minut. Z wykresu pamiętamy jeszcze jeden, dwa, ale kilometrów mamy do pokonania 45. Szybko okazuje się, że to nie koniec wspinaczki. Po zjeździe widzimy kolejny trawers i powoli przesuwających się kolarzy. Rozgrzana ziemia emituje ciepłem, wiatr w zasadzie nie odczuwalny (41 stopni!). Zaczyna się płaski odcinek, ale łatwo nie będzie. Podłoże jest bardzo nierówne, wybija z rytmu a jadąc z grupie wdycha się kurz. Gorąco doskwiera, Arek odczuwa przykurcze. Na trzecim, ostatnim bufecie, tankujemy już prawie puste bidony. Poszło już ponad 4 litry. Droga dłuży się niemiłosiernie. Wyglądamy w oddali mety. Tak mija nam ostatnia godzina. W końcu jest tablica oznajmiająca, że jeszcze „tylko” 5 kilometrów. Wypijamy ostatki picia. Na mecie czeka na nas Recovery, obsługa podaje też mokre ręczniki. Przejechanie dystansu 115 kilometrów i 2350 m w pionie zajęło nam 5 i pół godziny. Nie sądziliśmy, że będzie tak ciężko. Cieszymy się z braku defektów, oby tak do końca. Mamy sektor A, przeznaczony dla zawodników z miejsc 6-50. Super. Teraz zaczyna się kolejny wyścig, wyścig o jak najlepsze przygotowanie na jutro."

Wyniki mężczyzn:
1. Burry Stander & Christoph Sauser (36ONE-Songo-Specialized) 4:33:23
2. Urs Huber & Konny Looser (Stöckli Pro) 0:05:09
3. Thomas Dietsch & Tim Boehme (Bulls) 0:05:10
4. Karl Platt & Stefan Sahm (Bulls) 0:06:42
5. Hannes Genze & Andreas Kugler (Multivan Merida) 0:06:43
6. Alban Lakata & Robert Mennen (Topeak Ergon) 0:06:43
7. Kevin Van Hoovels & Sébastien Carabin (Versluys - Craft) 0:08:40
8. Adrien Niyonshuti & Jacques Jansevan Renseburg (MTN Qhubeka) 0:14:56
9. Erik Skovgaard Knudsen & Thomas Bundgaard (Racing29Ers) 0:18:16
10. Markus Kaufmann & Daniel Geismayr (Centurion-Vaude) 0:18:17
...
30. Skandia SZiK Eska (Marcin Piecuch/Arkadiusz Cygan) 5:32:05
...
97. Nut&Pole (Martin Ciolkosz/Ralton Roebert) 7:36:06
...
180. Sheer Determination (Maciej Dudziak/Charl Du Plessis) 7:32:01


Martin Ciolkosz startuje w kategorii Masters. Obecnie jego ekipa zajmuje 97. miejsce w kategorii i 320. lokatę w klasyfikacji generalnej.

Fot. © Shaun Roy/Cape Epic/Sportzpics