Arek i Marcin na Trans Alpie - wywiad

Trans Alp - wywiad z jednym z zespołów startujących w tegorocznej edycji

Drukuj

Co roku mamy kilka ekip reprezentujących Polskę na etapówce przez Alpy. W tegorocznym Trans są wśród nich Arek Cygan i Marcin Piecuch, którzy w sobotę 18 lipca zaczynają 8 dniowy wyścig o długości 633,5 km z niekończącymi się podjazdami o łącznym przewyższeniu 22 tys metrów.

bikeWold.pl: Skąd się wziął u Was pomysł na Trans Alp?
Marcin Piecuch: Marzenie o wystartowaniu w TRANSALP zrodziło się natychmiast, kiedy tylko się o nim dowiedzieliśmy (pewnie jak u każdego, hehe). Ale na pewno te kilka lat wcześniej nie wierzyliśmy, że uda się je tak szybko zrealizować.
Arek Cygan: Konkretny pomysł na Transalp pojawił się w lipcu zeszłego roku. Tak się złożyło, że dane mi było przejechać wtedy trasę wyścigu i kiedy stałem na mecie przy barierce, obserwując zawodników, którzy po ośmiu etapach przekraczają linię mety, ciary szły mi po plecach. Było to tak bliskie marzeń, brakowało tylko jednego – nas z numerkami przy rowerze:). Jasne, byłem zadowolony, że pośmigałem po Alpach na rowerze, ale jako zawodnik odczuwałem ogromny niedosyt, że nie uczestniczę w tym wydarzeniu. Kiedy zwycięzcom podano szampana, który nagle zaczął lać się strumieniami, ta fantastyczna atmosfera panująca wokół osiągnęła apogeum. Coś niesamowitego. Właśnie wtedy przyszło mi na myśl, że nie ma na co dłużej czekać i w końcu trzeba spróbować swoich sił w tym wyścigu. Jeszcze tego samego dnia zamieniłem kilka zdań na temat samego wyścigu z Filipem Kuźniakiem i Mateuszem Maculewiczem, Polakami, którzy ukończyli Transalp 2008.

bikeWold.pl: Kto kogo namawiał?
Arek Cygan: Oczywistym było, że aby stanąć na starcie, oprócz wielu innych rzeczy, trzeba mieć kompana, na którego można liczyć w każdej sytuacji. Nie chodzi tylko o to, żeby ta osoba była mocna. Potrzeba zgrania, zrozumienia, współpracy… Jasnym było, że Transalp w moim wykonaniu wchodzi w grę tylko wtedy, kiedy przekonam do tego Marcina Piecucha. Marcin pomysł przyjął bez szczególnego entuzjazmu, twierdził, że wolałby najpierw pojeździć po Alpach, a dopiero potem wystartować w takim wyścigu. Myślę, że jego początkowe nastawienie było spowodowane zmęczeniem po Bike Challenge. Rozmowy na temat wyścigu przycichły i pojawiły się dopiero końcem roku, kiedy zbliżały się zapisy. Wtedy Marcin zaczął myśleć o Transalp więcej niż ja. Postanowiliśmy najpierw spróbować się zapisać, co nie było tak łatwą i oczywistą sprawą.



bikeWold.pl: Czy w dalszym ciągu jest to problem żeby sie zapisać na TA?
Arek Cygan: Rejestracja do wyścigu trwa tylko kilkadziesiąt sekund. Jest tyle chętnych osób do startu, że organizatorzy muszą ograniczać ilość miejsc, w tym roku jest to 550 dwuosobowych teamów. Zasada jest prosta, jak na wyścigu, kto pierwszy ten lepszy – tak przechodzi 400 zespołów, pozostali drogą losowania obstawiają pozostałe 150 miejsc. Nie obeszło się bez chwili stresu podczas wypełniania formularza, kiedy trzeba było zaznaczyć jakąś opcję dotyczącą płatności i wyjaśnioną po niemiecku. Kliknąłem cokolwiek… Po wypełnieniu zgłoszenia o godzinie 12:00, 07.12.2008, pojechałem na trening i około 15:00 odebrałem telefon od Marcina, który oznajmił, że jesteśmy na liście startowej. Licznik na stronie pokazywał 223 dni do startu.

bikeWold.pl: Kiedy zdecydowaliście się na ten wyścig?
Marcin Piecuch: Trzeba przyznać, że nie zastanawialiśmy się przed zapisami co będzie gdyby się udało… Kiedy było pewne, że bramka startowa się dla nas otworzyła trzeba było usiąść i poważnie pomyśleć. Zarys kosztów wyjazdu - skąd my tyle wydusimy?, sprzęt - musi być top (znowu koszty), obsługa (przecież nie pojedziemy pociągiem :D). Ale długo nie można było siedzieć i dumać, przelew wpisowego (1250 Euro!) musiał powędrować w ciągu tygodnia. Miałem kilka dni na rozeznanie sytuacji u władz miasta, na uczelni i w rzeszowskich firmach, rozeznanie finansowe oczywiście:). Przygotowaliśmy prezentację, na spotkaniu z Prezydentem Miasta przedstawiłem Transalp jako znakomitą promocję miasta – udało się, jest zielone światło. Telefon do Arka – przelewamy? Wspólnie ustaliliśmy, że po tym rozeznaniu wystarczy nam na wpisowe i wyjazd po najmniejszych kosztach, więc zdecydowaliśmy jechać! Kasa poszła i zaczęło się odliczanie… Ruszyła też lawina organizacyjna. Czasem nas wyprzedzała i zasypywała, ale konsekwentnie wymykaliśmy się z jej objęć i dziś, 4 dni przed startem możemy powiedzieć, że zdołaliśmy przed nią uciec. Organizacyjnie wszystko dopięte jest na ostatni guzik, ale musimy przyznać, że łatwo nie było.

 



bikeWold.pl: W jaki sposób sie przygotowywaliście?
Marcin Piecuch: Oczywiście Transalp stał się naszym najważniejszym wyścigiem w sezonie 2009. Pod niego, już w grudniu, przygotowaliśmy cały plan treningowy. Opieramy się na własnym doświadczeniu, ale na pewno nikogo nie zdziwię mówiąc, że zaczęliśmy od bazy i treningów na siłowni, jedyną korektą było zwiększenie ilości godzin spędzonych na rozwijaniu wytrzymałości tlenowej i siły – decydujących czynników na wyścigach etapowych. Zaplanowaliśmy kilka zgrupowań – kumulujących obciążenia treningowe, przybliżające charakterystykę etapówki. Pierwsze poważne zgrupowanie we Włoszech pod koniec lutego… słońce, zielona trawa i mało ruchliwe drogi Toskanii. Tak budziłem organizm po zimie, a Arek po szoku termicznym jakiego doznał przez miesiąc w Polsce pomiędzy powrotem z wymiany studenckiej w Portugalii, a właśnie tym wyjazdem. Przez 21 dni treningów przejechaliśmy tam 2257 km i 26540 metrów w pionie, swój ślad szczególnie zostawiając na jednym z podjazdów, który pokonaliśmy 44 razy rozwijając siłę. Z doskoku 1 marca zaliczyliśmy we Włoszech swój pierwszy start sezonu i pierwszy start w życiu na… szosie:) Wrażenia niezapomniane, a zdobyte doświadczenie bezcenne. Po powrocie kontrolne badania wydolnościowe i sprawdziany na odcinkach testowych, które wypadały obiecująco. Od obozu większość treningów wykonujemy wspólnie, rozwijając również korzyści ze wspólnej jazdy. Na tą chwilę, kilka dni przed wyjazdem, wiemy że przepracowaliśmy wszystkie cykle sumiennie i wykonaliśmy plan w 100%. W ciągu ponad 400 godzin przejechaliśmy 11 tysięcy kilometrów i 100 tysięcy metrów w pionie. Od początku sezonu startowego w Polsce bierzemy udział w maratonach, traktując je niekiedy treningowo, ale walczymy również w klasyfikacji generalnej Eska Fujifilm BikeMaraton i Pucharze Polski.

bikeWold.pl: Z pewnością jest to duże przedsięwzięcie... ile to kosztuje?
Marcin Piecuch: Zapisując się na Transalp, wiedzieliśmy, że jesteśmy w stanie przejechać 664 wyścigowych kilometrów, niepewność budziły właśnie koszty tego przedsięwzięcia… Chcieliśmy zorganizować się tak profesjonalnie, jak tylko się da, zgromadzić wokół siebie zaplecze, którego nie powstydziłby się żaden profesjonalny team. Dlatego do rozpisanego planu treningowego i nie zapominając o uczelni i innych obowiązkach, musieliśmy dodać czas na poszukiwania sponsorów.  Tu również trzeba było działać przemyślanie, posłużyliśmy się swego rodzaju drzewem treningowym. Zaczynając od najważniejszych spraw/największych zadań i wydatków, stopniowo przechodząc na mniejsze do całkiem szczegółowych, będących jednak istotnym wykończeniem i zwieńczeniem przygotowań. Pierwszą poważną decyzją było nawiązanie współpracy z Radiem Eska, którego barwy będziemy reprezentować przez cały sezon. Razem z Dyrektor Rzeszowskiego Oddziału, Panią Martą Rzeszutko, rozpoczęliśmy poszukiwania nowych sponsorów. Za sprawą Radia, głównym sponsorem stała się firma SZiK części samochodowe. Jak już wcześniej wspomniałem, nasze miasto również wyraziło chęć pomocy, uznając nasz udział w tak słynnym wyścigu jako znakomitą promocję Rzeszowa. Kolejne firmy, które nam pomogły, to firmy, które wspierają mnie od 2006 roku: Resgraph, Greinplast. Istotnym wyborem był sprzęt, na którym będziemy pokonywać alpejskie przełęcze. Sklep Fansport, prowadząc w naszym imieniu rozmowy z firmami rowerowymi, wynegocjował przyzwoity rabat, dzięki czemu mogliśmy zakupić dwie top maszyny Cannondale Scalpel i Taurine Team Replica, które z pewnością nie zawiodą nas na trasie. Po długich poszukiwaniach i negocjacjach zdecydowaliśmy się na Kampera z krakowskiej firmy Express, który zapewni nam kompletne zaplecze. Nie będziemy musieli stać w kolejkach do prysznicy, czekać na posiłki, a w nocy nikt nie będzie zakłócał odpoczynku. Profi.Pozostałe firmy uzupełniły inne bardzo potrzebne produkty.

 

 



bikeWold.pl: Ile osób w to zaangażowaliście?
Arek Cygan: Hmm, po kolei: kierowca, mechanik, masażysta, kucharz, dziennikarz, dietetyk, osoby, które zapewnią obsługę na trasie i pomogą ogarnąć sprzęt po wyścigu, no i nas dwóch zawodników, razem.. około 10 osób ;) Ok. Tak naprawdę jedzie z nami dodatkowe 3 osoby. Asia Maźnicka, pracująca na co dzień w gabinecie fizjoterapii i masażu, zajmie się nami fachowo po etapach. Paweł Godula, będący niezwykle zorganizowaną osobą, już teraz pomagał nam przy organizacji, a na miejscu spełni się jako kierowca i kucharz. Grzesiek Kowal, pomoże przy kierowaniu, podczas wyścigu zapewni obsługę w strefach bufetowych (na Transalp nie można korzystać z pomocy z zewnątrz poza bufetami), a po wyścigu spojrzy na to co jemy i doglądnie rowerów. Marcin, z którym czuwamy nad wszystkim, odwalił kawał dobrej roboty organizacyjnej przed wyjazdem: załatwienie sponsorów, projekty reklam, strojów i całą papierkową katorgę, na miejscu zajmie się kontaktami z mediami – codziennie po etapach będziemy dawać relację na ogólnopolskiej antenie Radia Eska. Jeżeli zaś chodzi o mechanika, na jego posadę zostałem wytyczony ja, w końcu pracowałem na to przez ostatnie 11 lat, grzebiąc przy rowerach w swoim pokoju obok łóżka:).

bikeWold.pl: Które miejsce zajmiecie?
Marcin Piecuch: Nastawienie mamy jak najbardziej pozytywne, już nie możemy się doczekać rywalizacji na alpejskich trasach z najlepszymi, choć pewnie przyjdzie taki moment, że będziemy mieć wszystkiego dość. Będziemy walczyć o jak najwyższe lokaty, w końcu nie jedziemy tam sobie tylko pojeździć.

bikeWold.pl: Czego najbardziej się obawiacie?
Marcin Piecuch: Nie mamy większych obaw. Wierzymy w swoje możliwości. Jesteśmy w świetnej formie, w końcu przygotowywaliśmy się przez siedem i pół miesiąca. Startujemy na świetnych rowerach, na które możemy liczyć, od pewnego czasu testujemy je w warunkach bojowych w Polsce. Zaplecze, które zabieramy ze sobą, to wszystko czego możemy potrzebować podczas takiego wyścigu. Wszystko jest już dopięte, śpimy spokojnie.

Foto: arch. własne zawodników