NS Alpine Trip

Drukuj

Zobaczcie jak bawili się chłopaki z NS Bikes w Alpach. Ekipa testowała swoje najnowsze rozwiązania, m.in. 27,5-calowy Eccentric na ramie z japońskiej stali.

Z powodu nieprzewidywalnej pogody planowanie tripu po Europie o tej porze roku jest nie lada wyzwaniem. Jako cel wycieczki pod uwagę braliśmy Lofoten w północnej Norwegii, Czechy oraz słoneczną włoską Riwierę. Sprawiło to niemałe zamieszanie w naszej ekipie, która do samego końca nie wiedziała czy będzie leciała do Mediolanu czy też Monachium. Jestem przekonany, że na głowie Tomka który koordynował całość pojawiło się z tego powodu sporo siwych włosów.
 


Sprzęt do filmowania mógł być wypożyczony tylko w określonym czasie, Sam miał tylko kilka dni pomiędzy zawodami, a ekipa filmowa przebywała właśnie na Hawajach gdzie pracowała nad innym projektem. Tak więc tydzień przed wyjazdem 15 osób rozsianych po całym świecie siedziało przed laptopami i sprawdzało prognozy pogody w poszukiwaniu idealnej miejscówki. Wszystko czego potrzebowaliśmy to kilka słonecznych i bezchmurnych dni. W końcu w ostatniej chwili najlepszą opcją okazała się Austria. Po wykupieniu lotów cała ekipa miała spotkać się w Salzburgu. Dzień pierwszy. DESZCZ.

 

 


Tragedia – Busem wyładowanym po brzegi najnowszymi rowerami i sprzętem odebrałem naszego fotografa Piotrka Staronia i wyruszyliśmy przez deszczową Polskę w kierunku jak się później okazało równie deszczowego Saalbach. Region Hinterglemm i Zell am See nie uraczyły nas nawet odrobiną słońca, a piękne góry były całkowicie zasłonięte chmurami. Po odebraniu Sama z lotniska w Salzburgu udaliśmy się na spotkanie z ekipą filmową oraz przewodnikami z Lahnvalley Crew. Ich siedziba mieści się w malowniczej wiosce Meishofen. W związku z nie do końca stabilną pogodą, podczas składania rowerów w garażu Hermanna podjęliśmy decyzję że zdjęcia rozpoczniemy od urban freeride’u na Sodzie na ulicach Zell am See.

 

 

 

Sam Pilgrim po kilku trikach od razu został rozpoznany przez grupę miejscowych dzieciaków, co sprawiło że grupa gapiów bardzo szybko się rozrosła. Ja zająłem się kateringiem. Nasz filmowiec Hermann, mimo jet lagu po podróży prosto z Hawajów wziął się ostro do roboty i cała sesja filmowa przebiegła całkiem sprawnie.
 


Wkrótce z całą ekipą przenieśliśmy się do Bike Parku w Leogang, gdzie w połowie trasy mieliśmy zrobić materiał z Samem latającym na Sodzie. Zacinający deszcz nie stanowił problemu dla Pilgrima, który przywykł do takiej pogody na wyspach i bawił się bardzo dobrze. Niestety ekipa filmowa była odmiennego zdania, szczególnie gdy ich sprzęt został kompletnie zalany podczas jednego z ujęć. Na szczęście kamera nie uległa zniszczeniu, a materiał wyszedł całkiem zacny.

 



Dzień drugi. NADZIEJA!
Następnego dnia chmury pozostały, jednak ustępujący deszcz pozwolił nam na przeniesienie się do Schladming. Tam, na jednej z najlepszych tras zjazdowych w Europie, która gościła przed laty najlepszych zawodników podczas Pucharu Świata Sam i ja mogliśmy dać czadu na Fuzzach. Hermann wraz z ekipą umieścili sprzęt na pobliskich drzewach, dzięki czemu udało się nam uzyskać niesamowite ujęcia.

 

 


Piotrek mimo słabego światła i kiepskich warunków pokazał dlaczego jest jednym z najlepszych fotografów w branży. Co do jazdy to bawiliśmy się świetnie. Jeżdżąc przez większość sezonu na Fuzzie byłem do niego przyzwyczajony i gdy przesiadłem się na kompletny rower w oryginalnej specyfikacji - nic więcej do szczęścia nie było mi potrzebne. Sam na dużym rowerze bez żadnych kompromisów latał po trasie w Schladming wywijając jedne z lepszych whipów jakie widziałem. Po takiej sesji nie mogliśmy odmówić sobie nagrody w postaci piwa i sznycli!

 

 

 

Dzień trzeci. PONOWNIE TRAGEDIA.
Bardzo obfite opady deszczu w nocy sprawiły, że nie mogliśmy jeździć aż do popołudnia. Sytuacja zmieniła się wraz z przyjazdem naszego nowego ridera – Wojtka „Diabła” Koniuszewskiego, który przywiózł ze sobą słońce - najwyraźniej prosto z Polski. W planach na ten dzień mięliśmy sesję w kilku lokalizacjach na nowych rowerach Eccentric. W związku z tym, że znam się z Wojtkiem nie od dziś, dzień zaczęliśmy od szybkiego espresso w lokalnej kawiarni po czym byliśmy gotowi na kolejny dzień zdjęciowy.

 

 


Kiedy słońce zaczęło przebijać się przez chmury postanowiliśmy rozgrzać się na Eccentricach na lokalnym pumptracku i leśnym singlu. Następnie rozpoczęliśmy podjazd pod Groser Asitz w Leogang. Cholera, te rowery są na prawdę niesamowite. Możesz robić na nich wszystko, a jazda na stalowym hardtailu jest jednak fantastycznym odczuciem . To był na prawdę świetny dzień.

Dzień czwarty.
Gęste chmury i prognozy zapowiadające ulewny deszcz zmusiły nas do rozpoczęcia dnia bardzo wcześnie. Po szybkim śniadaniu w postaci lokalnego przysmaku - kanapki z pieczenią ruszyliśmy w stronę szczytów nad Saalbach aby przed zapowiadanym deszczem zdobyć materiał z jazdy na rowerach enduro. Tego dnia jeździłem solo ale dzięki lokalizacjom wybranym przez Hermanna nie zapomnę jazdy na Snabbie i Sodzie przez długi czas. Mimo, iż Snabba czeka jeszcze kilka małych poprawek sprawował się całkiem nieźle. Soda natomiast jest już wyraźnie dopracowanym rowerem, a niższa waga nowego modelu jest wyraźnie odczuwalna.

 

 

 

 

 


Misja zakończona. Czas wracać do domu!

Fot.: Piotr Staroń