Test: GoPro HERO4 Session

Drukuj

HERO4 Session jest największą nowością w ofercie firmy GoPro. Największą? Powinniśmy raczej napisać najmniejszą! Nowa kamerka od GoPro bije rekord pod względem minimalizacji rozmiarów. Przetestowaliśmy model HERO4 Session by zobaczyć, jakie zmiany niesie za sobą miniaturyzacja.

Trend rejestracji absolutnie wszystkiego, co dotyczy naszych wypadów w plener, wydaje się nie słabnąć. GPS-y, krokomierze, czujniki prędkości, pulsu, kadencji, mocy i Bóg raczy wiedzieć czego jeszcze stały się codziennością. Od zawsze jednak byli wśród nas tacy, którym nie chodzi jedynie o po treningową analizę pracy naszych organizmów. Ważniejsze są wrażenia, możliwość podzielenia się z bliskimi (lub ze światem :-)) swoją pasją. Tym właśnie od dobrych kilku lat z pomocą przychodzi GoPro.

GoPro to nazwa-symbol. Benchmark. Punkt odniesienia. Na rynku kamer akcji jest tym, czym dla obuwia sportowego Adidas. W naszym, rowerowym światku to rzecz niezmiernie rzadko spotykana. Trwałe ustawienie poprzeczki, przez którą skacze cała branża, udało się w zasadzie chyba tylko raz - w przypadku grupy Shimano XT…

Bycie niekwestionowanym liderem ma jednak pewną wadę - trzeba stale poddawać każdy nowy produkt bezlitosnej rynkowej weryfikacji i walczyć o utrzymanie na szczycie. Nic dziwnego więc, że gdy GoPro prezentuje nowy model, wzbudza on najwyższe zainteresowanie. Dzięki uprzejmości polskiego dystrybutora marki, firmy Freeway OMT, mieliśmy okazję przez kilka tygodni używać najnowszy produkt marki - HERO4 Session.

Tym z Was, którzy nie śledzą rynku kamerek akcji, należy się odrobina wyjaśnienia. Początkowo GoPro miało w swojej ofercie jeden produkt. Z biegiem czasu kamery HERO podzieliły się na dwie „kategorie” - Silver, przeznaczoną dla klientów oczekujących kompletnego rozwiązania, dającego wysoką jakość nagranego materiału bez konieczności jego bardzo intensywnej obróbki i serię Black, stworzoną z myślą o profesjonalnych zastosowaniach, dających jeszcze większe możliwości. Oczywiście wymaga to oprogramowania, wiedzy i umiejętności, czyli zwykle przydatne jest jedynie zawodowcom.

Session to zupełnie nowa kategoria kamer GoPro, w założeniu najprostsza w obsłudze, idąca jeszcze dalej niż Silver Edition w uproszczeniu życia użytkownikowi. Ma być łatwo, przyjemnie i umożliwić rejestrację fajnego filmu przy minimum wysiłku. Co prawda nie jesteśmy ekspertami w dziedzinie technologii cyfrowych, niemniej kierując się zdrowym rozsądkiem i doświadczeniem w korzystaniu z kamer podczas jazdy rowerem, przetestowaliśmy dla Was nową wersję GoPro. Nasze obserwacje podzieliliśmy na dwie odrębne części - to co na zewnątrz i naturalnie - to co w środku. Nie mamy ambicji przygotowania kompleksowej analizy obrazu, nie będziemy rozwodzić się nad dynamiką obrazu, dystorsją lub aberracją chromatyczną. Dla nas (i jak sądzimy - dla Was) istotne jest to, co nowa kamera ma do zaoferowania jeżdżącym na rowerach. A no i ważna też jest cena: 1749 zł.

 

Z ZEWNĄTRZ

Zmiany wprowadzone w najnowszym HERO4 Session najłatwiej dostrzec właśnie od zewnątrz. Producent odszedł od doskonale znanej formy płaskiego pudełeczka z obiektywem kamery i zupełnie przeprojektował obudowę. Nie jest to jednak jedynie zabieg estetyczny, mający odświeżyć nieco opatrzony przez lata dotychczasowy design. Session ma kształt niedużego sześcianu, co daje spore, nowe możliwości w kwestii montażu kamery. O tym jednak za chwilę. Póki co - sześcian. Nieduży. Porównując Session z Silver lub Black w obudowach wodoszczelnych (Session jest wodo i pyłoszczelna sama w sobie, więc aby pozostać fair, poprzednie wersje GoPro również zabezpieczyliśmy przed wodą i pyłem) nowa kamera jest niemal o połowę mniejsza.

Jest również zdecydowanie lżejsza - gotowe do użycia Session waży niespełna 90 g (dokładnie rzecz biorąc -  89 g), podczas gdy jej starsi bracia - 162g. Oczywiście - bez opcjonalnego, tylnego wyświetlacza.

 
 

 

Jest mniejsza, lżejsza, jest też inaczej mocowana. Wraz z kamerą dostarczane są dwa ramki, w których jest ona mocowana podczas jazdy. Jeden z nich ma mocowanie od spodu, drugi - z tyłu kamery. Niby drobiazg, ale w DRAMATYCZNY sposób ułatwia montaż kamery. Wszyscy, którzy korzystali już z GoPro wiedzą, jak niejednokrotnie konieczne było budowanie skomplikowanych i co tu kryć - nie zawsze stabilnych konstrukcji w celu odpowiedniego ustawienia kamery. W przypadku ramek sprawa jest banalnie prosta, a sześcienny kształt nowej kamery sprawia, że jej obrócenie np. o 90 st. to po prostu kwestia umieszczenia odpowiednią stroną w uchwycie! Proste i super skuteczne! Samo mocowanie uchwytu kamery (wiecie, wspomnianej ramki :-)) jest identyczne jak w przypadku „klasycznych” GoPro, co w skrócie oznacza, że większość o ile nie wszystkie dotychczasowe akcesoria do montażu będą pasowały. I tak ma być, prawda? :-)

Wraz z HERO4 Session dostarczane są dwa dodatkowe mocowania, specyficzne dla nowej kamery. Pierwszy z nich pozwala na umieszczenie jej płasko np. na kasku, dzięki czemu mocowanie jest stabilniejsze, zmniejsza się ryzyko zahaczenia np. o gałęzie podczas jazdy, no i… zdecydowanie mniej przypomina się teletubisia :-). Drugi to zupełna rewolucja - dzięki niskiej masie kamery możliwe było zastosowanie uchwytu kulowego pozwalającego na bardzo precyzyjne ustawienie kadru. Nie jest to może najistotniejsze w przypadku zastosowań podczas jazdy na rowerze, niemniej jednak trzeba oddać sprawiedliwość - ten uchwyt robi robotę!

Zmiany dotknęły również interface kamery. Zrezygnowano z jednego z włączników, nowa kamera ma tylko dwa przyciski, z których jeden wykorzystywany jest tylko podczas uruchamiania kamerki. Późniejsze użytkowanie sprowadza się do korzystania tylko z jednego, głównego przycisku. Rozumiecie -  one button to rule them all! Rozwiązanie takie ma swoje niewątpliwe zalety, ma jednak również pewną wadę. W poprzednich modelach GoPro możliwe jest wprowadzanie ustawień bezpośrednio przy użyciu kamery, a w przypadku Session wszelkie zmiany mogą być zrobione tylko za pośrednictwem darmowej aplikacji dostępnej na platformy Android i iOS. Słowem - bez smartfona ani rusz!

 

 

Kolejna różnica, widoczna na pierwszy rzut oka, to zamknięta forma kamery. Pisaliśmy już, że jest ona wodo- i pyłoszczelna bez konieczności użycia dodatkowych obudów. Niewątpliwie jest to ogromna zaleta, jednak jak to zwykle bywa - nic nie przychodzi darmo. HERO4 Session pozbawione jest możliwości wymiany baterii, podłączenia battery packa lub zewnętrznego wyświetlacza! Podgląd obrazu możliwy jest - znowu - jedynie za pomocą smartfonowej aplikacji. W pierwszym momencie można odebrać to jako problem, jednak praktyka pracy z kamerami POV pokazuje, że zewnętrzny ekranik jest mało przydatny. Zwiększa masę zestawu, pożera ogromne ilości prądu, a prawdziwie przydaje się tylko podczas ustawiania kadru. Suma sumarum - jako użytkownicy poprzednich GoPro za dodatkowym wyświetlaczem tęsknić nie będziemy… :-)

A bateria… Cóż, jest niewymienna i już. Na pocieszenie warto zaznaczyć, że sama kamera ma zdecydowanie mniejszy apetyt na prąd od starszego rodzeństwa, a w typowych warunkach (włączone WiFi, nagrywanie FullHD 50 fps) bateria wystarczała na blisko 2 godziny pracy. To mniej więcej 3 razy dłużej od poprzedniczek, więc naszym zdaniem - problem jest raczej teoretyczny. W końcu kręcić będziemy filmik z trasy, a nie nową wersję "Władcy Pierścieni".

Podsumowując - HERO4 Session jest mniejsza, lżejsza, zdecydowanie łatwiej znaleźć dla niej miejsce i sposób montażu. Choć nie można wymieniać w niej baterii, brak prądu może być problemem jedynie podczas baaardzo długich sesji. A na brak wyświetlacza naprawdę można machnąć ręką - apka wystarcza w zupełności.

 

W ŚRODKU

Zmianom zewnętrznym towarzyszą równie istotne zmiany wewnątrz urządzenia. Funkcjonalność pozostała identyczna do starszych braci - nagrywanie filmów, rejestracja zdjęć w kilku trybach. Pozostawiono łączność WiFi do komunikacji ze smartfonami i pilotem zdalnego sterowania. Session jest jednak tańszą i prostszą wersją Silver i Black Edition. Zdecydowanie okrojona została ilość trybów rozdzielczości do maksymalnie 1920x1440 pikseli w trybie Superview i 1920x1080 pikseli w trybie standardowym. Także zapisywane zdjęcia mają obniżoną rozdzielczość (8Mpix). W pierwszym momencie można odnieść wrażenie, że to spora różnica, jednak w praktyce my, amatorzy i tak nie korzystamy z trybów 2.7k lub 4k. Już po krótkim czasie byliśmy w redakcji zgodni, że to nie tyle odchudzenie funkcjonalności, co raczej jej optymalizacja pod kątem przewidywanego wykorzystania sprzętu.

 

 

Są także różnice niewidoczne z poziomu menu ustawień. Rejestrowany obraz jest poddany intensywniejszemu postprocesingowi (ostrość, kolorystyka), jest również poddany intensywniejszej kompresji. Pliki filmów rejestrowanych w tej samej rozdzielczości i z tą samą ilością klatek na sekundę na Session i Black Edition są niemal dwukrotnie większe w przypadku wersji profesjonalnej. Dla zawodowca to z pewnością istotna różnica, jednak znowu - HERO4 Session to sprzęt amatorski, a w takiej sytuacji im więcej zrobi za nas kamera zaprojektowana przez ekspertów, na tym lepsze efekty naszych zabaw możemy liczyć.

 

Pośród zmian w oprogramowaniu kamery jest jednak jedna cecha, która jest realną słabością. Walka o jak najdłuższą pracę kamery na wbudowanym na stałe akumulatorze okupiona została zdecydowanie słabszym od dotychczasowego zasięgiem WiFi. Realnie liczyć możemy na ok. 5 metrów, podczas, gdy dotychczasowe modele śmiało pozwalały na zdalne uruchamianie GoPro z odległości nawet powyżej 30 m. Szkoda, bo była to funkcjonalność bardzo przydatna podczas samotnych wypadów. Kamerę można było przymocować do fragmentu krajobrazu i zarejestrować przejazd co ciekawszych odcinków trasy „w trzeciej osobie”, znacznie uatrakcyjniając ostateczny efekt nagranego filmu.

PODSUMOWANIE

Nowe HERO4 Session to zdecydowanie ogromny postęp. Brzmi to może nieco prowokacyjne, zwłaszcza gdy mowa o najprostszej z rodziny HERO4. Prawda jest jednak taka, że nowa kamera to spory powiew świeżości w ofercie GoPro. Świetny design, dobra jakość, długa praca na pojedynczym ładowaniu i wszystko to okupione kosztem bardzo niewielkich kompromisów. Malkontenci mogą kręcić do woli nosami, my w redakcji obstawiamy, że GoPro ma kolejny hit!

Dystrybutor: freeway.com.pl

Fot. Andrzej Komarnicki