To nie Ty wybierasz Enduro...

Drukuj

...to Enduro wybiera Ciebie! Rowery do Enduro, wyścigi Enduro, Enduro-wycieczki... o co w tym wszystkich chodzi? Ta nazwa skrywa najbardziej dynamicznie rozwijającą się dziedzina kolarstwa górskiego, lecz - jak chyba żadna inna - pozostawia wiele niedopowiedzeń i niejasności.

Spróbować zdefiniować termin "Enduro"? Włos się jeży na głowie: ile osób spytasz, tyle otrzymasz odpowiedzi. Zacznijmy może od samej etymologii wyrazu. Rozbierając to słowo na czynniki pierwsze, otrzymamy dwa elementy składowe: endurance (oznaczającego wytrzymałość) i endorfiny. Wytrzymałość? Proste, każdy wie, że kolarstwo to sport wytrzymałościowy! A endorfiny? Encyklopedia internetowa mówi, że to hormony, które "wywołują doskonałe samopoczucie i zadowolenie z siebie oraz generalnie wywołują wszelkie inne stany euforyczne (tzw. hormony szczęścia)". Dodatkowo, uśmierzają ból, działając podobnie do morfiny. No, no... chyba warto iść tym tropem.

Kolejnym składnikiem Enduro są góry. Brzmi banalnie, ale tak jest. Przywykliśmy do faktu, że w naszym kraju rowery górskie jeżdżą po płaskim. Organizuje się "maratony MTB" po środku Mazowsza czy Wielkopolski, gdzie organizmowi chyba łatwiej zasnąć niż wytworzyć minimalną porcję wspomnianych endorfin. Niestety, Enduro rządzi się swoimi prawami i nawet jazda w Trójmiejskim Parku Krajobrazowym, który swobodnie starać się może o najbardziej górzyste miejsce w Polsce poza samymi górami, jest jedynie namiastką prawdziwej wyprawy. Mówiąc krótko: kto choć raz nie był z rowerem w górach, ten nie wie, czym jest Enduro i basta.
 

Enduro to nie tylko zjazdy. Na górę trzeba się dostać o własnych siłach!


OK, czyli mamy wytrzymałość, endorfiny i góry. Ktoś mógłby powiedzieć, że tego samego uświadczy na porządnym, górskim maratonie z prawdziwego zdarzenia. Więc gdzie tkwi różnica? Musimy dorzucić kolejną przyprawę do naszego kotła. Będzie nią adrenalina. Jakby nie było, nasze Enduro jest sportem ekstremalnym: pod względem ekspozycji na ryzyko, ewentualnych stłuczeń czy złamań, jest mu znacznie bliżej do Freeride'u czy Downhillu niż do Cross Country. To zjazdy stanowią wisienkę na endurowym torcie. Zjazdy, których nie pokonujemy z zaciśniętymi hamulcami, tworząc zatory na szlaku. Mamy mknąć jak wicher w zamieci śnieżnej, jak lawina po stokach gór: nieustannie igrać z naszym instynktem samozachowawczym, wystawiając sprzęt na kolejne próby.

 

 

Gdy pogoda nie rozpieszcza, koniecznie zawitajcie w Schronisku na Hali KrupowejJeśli nie pilnujemy drogi, podjazd do Hali Smietanowej moze zamienic sie w mozolny marsz


Dobrze, ale patrząc na wyżej wymienione elementy, można powiedzieć, że to nie jest definicja jakiegoś tam Enduro, ale rasowego Downhillu: górskie zjazdy, emocje, wytrzymałość (kto myśli, że trasy DH jej nie wymagają, niech zaliczy pięć zjazdów w Czarnej Górze!). Wciąż czegoś brakuje, prawda? I tym czymś jest tak naprawdę sedno całej sprawy: przygoda i eksploracja. Weekendowe wypady planowane już od wtorku, wyjazdy z plecakiem i mapą w całkiem nowe miejsca, nocowanie w schronisku, namiocie lub pod gołym niebem, gubienie szlaku, zmiany trasy "na gorąco", tak, aby móc zdążyć na ostatni pociąg (ostatecznie i tak nam ucieka i śpimy w stodole albo pokonujemy 40 km asfaltem w nocy), przedzieranie się przez zarośla, wpychanie roweru nieprzejezdną ścieżyną pełną wiatrołomów, uczęszczaną jedynie przez sarny i kozice, podczas gdy byliśmy pewni, że trafimy na komfortowy podjazd... Jasne, życie enduraka pełne jest niedogodności, ale są i chwile tak "epickie", jak spijanie widoków po zdobyciu szczytu, obłędne lawirowanie na singletrackach, zachód słońca na połoninie czy poranna jazda w kosówce.Wymieniać można długo. Jeśli podczas lektury ostatniego akapitu serce zabiło Ci szybciej, to znaczy, że płynie w Tobie krew enduraka.

 

 

 

I pamiętajmy, że to o przygodę tutaj najbardziej chodzi, a nie o to, kto efektowniej zeskoczy ze skalnej półki, ile kto przebędzie pasm w ciągu jednego dnia i czy będzie podjeżdżał czy wypychał rower pod schronisko. Najważniejsze, by dobrze się bawić z ekipą znajomych bądź samemu, nie czuć się poganianym, bo „tracimy tempo”, nie wpadać w kompleksy na widok wymiatających pod górę czy w dół kolegów. Enduro to turystyka i nikomu korona z głowy nie spadnie, jeśli zejdzie z roweru. Nawet podczas zawodów Enduro współzawodnictwo i ambicjonalne ściganie znajduje się na drugim planie: przede wszystkim liczy się frajda i odkrywanie nowych górskich miejsc.
 

Wyczekiwany odpoczynek na ŚmietanowejPodjazdy, choć nieuniknione, nie dłużą się specjalnie


Ale oprócz Enduro, usłyszeć można o All Mountain i Trailu. Czym jedno różni się od drugiego? W zasadzie… niczym! No, może prawie niczym. Ale tak właściwie, cała ta gadka o podziałach to po prostu marketingowa paplanina mająca na celu sprzedać więcej rowerów. Nagle okazuje się, że na Beskid Makowski potrzebujemy innego sprzętu niż na Wyspowy, bo to już nie Enduro, a Trail. Z kolei jadąc na Singletrack pod Smrekiem ktoś nam powie, że to skrzyżowanie średnio-ciężkiego Downhillu z ekstremalnym przełajem i potrzebujemy kolejnej maszyny. Więc o co w tych terminach chodzi? Najczęściej mówią o jeździe po tych samych szlakach i tych samych górach, ale z różnym temperamentem. Tak naprawdę, te podziały tworzone są w sposób sztuczny, nieco bardziej pasują do dostępnych dziś odmian rowerów niż do samej jazdy po górach.

 

 

Przy odrobinie chęci nawet jednodniowa wycieczka może stać się przygodą, którą będziemy wspominać latami.


Jeśli zaś mowa o sprzęcie, to śmiało można powiedzieć, że w żadnej innej dziedzinie kolarstwa nie uświadczymy tak dużego zróżnicowania rowerów i rowerzystów. Osobnicy uprawiający szeroko pojęte Enduro wywodzą się to ze środowiska XC/maratońskiego, to z kręgów FR/DH. Tak samo różne rowery można spotkać na zawodach czy wspólnych wycieczkach: od cieniowanych fulli 120mm, które same rwą się do góry, po muskularne krowy wyglądające, jakby zabłądziły w drodze pod wyciąg. W jakiej innej dziedzinie spotkamy maszyny o wadze od 12 do 18 kg? Weźmy do tego koła we wszystkich trzech średnicach oraz ramy zarówno sztywne, jak i amortyzowane.
Najgorszą reakcją na taki zwierzyniec byłoby krzywienie się z powodu nieprzestrzegania „kanonicznego” układu amortyzacji 160/160mm. W różnorodności tkwi siła tego zjawiska i póki nie damy sobie wmówić, co do Enduro „nadaje się”, a co nie, tak długo nurt ten będzie piękny i autentyczny.

 

 

 

 

W warunkach zimowych wiele podjazdów zamienia się w podejścia


Dopóki sprzęt dobrany jest właściwie do oczekiwań i temperamentu bikera, dopóty możemy radować swe serca na myśl o tym, jak fajnie jest podpatrywać i uczyć się jazdy od różnych osób. Inaczej wycieczka będzie wyglądała z długodystansowcem-specjalistą od podjazdów, a inaczej tę samą trasę zaliczymy w towarzystwie kolegi, który szuka przede wszystkim „funu” i skacze po szlaku niczym kauczukowa piłka.

Jeśli tym tekstem przekonamy choć jedną osobę do tego, by po raz pierwszy zabrała rower w góry, uważać to będziemy za sukces. Bo w górach tkwi esencja MTB i każdy, kto góry odwiedzi, za górami będzie tęsknić.